Wobec euforycznego wręcz wsparcia z trybun, gracze Ruchu nie mieli innego wyjścia, jak przypuścić szarżę od pierwszych sekund. I niewiele zabrakło, by okazała się ona skuteczna. Już w 6. minucie po dynamicznej akcji swojej ekipy Juliusz Letniowski znalazł się sam przed Danielem Bielicą. Bramkarz Górnika odbił uderzenie nogą, a chwilę potem przysłużył się swojej ekipie, odbijając kolejny, sytuacyjny strzał. Początek starcia naprawdę mógł się podobać, lecz obie ekipy z rytmu wytrąciła nieco przymusowa przerwa w grze. Oprawa sympatyków gospodarzy wypełniła nieckę stadionu dymem, a Szymon Marciniak zdecydował o kilku minutach pauzy. Dopiero po niej, w 26. minucie Górnik doszedł pierwszy raz do głosu. Wywalczył rzut rożny, ale dośrodkowanie Pacheco nie okazało się dla "Niebieskich" żadnym zagrożeniem. To Ruch był w pierwszej połowie zdecydowanie lepszym zespołem, ale szczęście nie chciało się do niego uśmiechnąć. W 33. minucie kapitalnej okazji nie wykorzystał Daniel Szczepan, a chwilę potem, po dośrodkowaniu z linii końcowej do siatki trafił Filip Starzyński, lecz jego trafienie nie zostało uznane, gdyż po analizie VAR stwierdzono faul pomocnika. Mało? W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, po znakomitym dośrodkowaniu z lewego skrzydła i błędzie Bielicy w doskonałej sytuacji znalazł się Robert Dadok, który jednak niecelnie główkował. Adrian Kapralik bohaterem Górnika Doliczony czas gry w pierwszej połowie przyniósł za to... prowadzenie Górnika. Goście wykorzystali pierwszą, naprawdę dogodną okazję do strzelenia gola. Bohaterem został Adrian Kapralik, który minął trzech rywali, uderzył na bramkę Ruchu, a gdy Dante Stipica odbił strzał, skutecznie "poprawił". W przerwie Ruch mógł mówić o gigantycznym niedosycie, ale wciąż miał 45 minut, by odwrócić losy starcia. Po wznowieniu gry jej obraz nie uległ większym zmianom. Wciąż inicjatywa należała do Ruchu, lecz niewiele z niej wynikało. Mało było też sytuacji bramkowych. Pierwszą, naprawdę ciekawą był rzut wolny, egzekwowany przez Starzyńskiego w 59. minucie. "Figo" był blisko - ładnie zakręcił nad murem, ale piłka minęła poprzeczkę o kilka centymetrów. Minuty mijały, a Ruch wciąż pozostawał bezradny wobec solidniejszej w drugiej połowie defensywy Górnika. W 69. minucie Marciniak ponownie wstrzymał na kilka minut grę po tym, jak kibice kolejny raz zadymili nieckę pirotechniką. Po wznowieniu rywalizacji gorąco zrobiło się w 77. minucie. Adam Vlkanova padł w polu karnym gości, a "Niebiescy" domagali się podyktowania rzutu karnego. Sędzia nie dostrzegł przewinienia. "Jedenastki" nie było, ale napór gospodarzy przybierał na sile. Gigantyczne rozczarowanie Ruchu. Drugi cios po przerwie i szybka odpowiedź I znów, jak w pierwszej połowie - kiedy mogło się wydawać, że Ruch w końcu dopnie swego, cios wyprowadził wyjątkowo skuteczny tego wieczoru Górnik. Piłkę przejął wprowadzony w przerwie Soichiro Kozuki, który strzałem przy bliższym słupku podwyższył prowadzenie gości. Mogło się wydawać, że to "zamknie" mecz, ale Ruch pokazał charakter. W 86. minucie trafił dla niego Soma Nowotny, który na boisku pojawił się... niecałe 120 sekund wcześniej. Marciniak z powodu przerwy doliczył aż dziesięć minut, więc gospodarze mieli sporo czasu, by wywalczyć choćby punkt. To się im jednak ostatecznie nie udało - mimo bardzo dobrej postawy zostali z niczym. Dla Ruchu Chorzów to 11. porażka w tym sezonie, tym razem jednak - o wyjątkowo gorzkim smaku. Nie tylko poniesiona w starciu z lokalnym rywalem, ale jednocześnie - pogłębiająca problemy w walce o utrzymanie. Górnik Zabrze z kolei po pokonaniu Jagielloni Białystok 3:1 i zatrzymaniu Lecha Poznań (0:0) dopisał na swoje konto kolejny, wartościowy wynik, wciąż pozwalający zachować kontakt z grupą bijącą się o europejskie puchary. Spotkanie obejrzało z trybun dokładnie 38 106 kibiców. To jeden z najwyższych wyników obecnego sezonu Ekstraklasy. Rekord padł w meczu Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa (40 000).