W poprzednim sezonie Śląsk Wrocław - w drodze po tytuł wicemistrza kraju - wygrał na obiekcie Zagłębia Lubin 2:1. Teraz powtórka takiego scenariusza wydawała się co najmniej wątpliwa. Ekipa Jacka Magiery szoruje po dnie ligowej tabeli i niewiele wskazuje na to, że szybko z otchłani się wydobędzie. Przed pierwszym gwizdkiem goście mieli jednak świadomość, że derbowy triumf będzie oznaczał dla nich ucieczkę ze strefy spadkowej. Łatwiej było to jednak policzyć, niż zrealizować. Dość powiedzieć, że Śląsk w bieżących rozgrywkach nie wygrał jeszcze ligowej potyczki na obcym terenie. Pojedynki ekstraklasowiczów w Pucharze Polski. Rozlosowano pary 1/8 finału Atomowe otwarcie derbów Dolnego Śląska. Pierwsza minuta, pierwszy cios W Lubinie wrocławianie zrobili bardzo niewiele, by fatalny dla siebie trend odwrócić. Już w pierwszej minucie musieli wyciągać piłkę z siatki. Z okolic narożnika pola bramkowego huknął nie do obrony Mateusz Grzybek i było 1:0. Jeśli ktoś w tym momencie założył, że to zwiastun piłkarskiego spektaklu, czekało go srogie rozczarowanie. Kolejne minuty były ucztą wyłącznie dla koneserów. Mecz walki - tak to się zwykle określa. Wyrazem bezradności Śląska była żółta kartka dla Mateusza Żukowskiego za próbę wymuszenia rzutu karnego. Gospodarze w tym samym czasie mieli inne zmartwienie. Z powodu urazu krótko przed przerwą murawę musiał opuścić strzelec pierwszego gola. Po zmianie stron goście ruszyli z impetem do odrabiania strat, ale czynili to nieporadnie. Lubinianie przetrwali napór i konsekwentnie polowali na drugie trafienie. Efektu doczekali się już po 10 minutach. W bramkowej akcji główną rolę odegrał Mateusz Wdowiak. Otrzymał piłkę na skrzydle, zszedł z nią w środkową strefę i uderzył kąśliwe sprzed pola karnego. Rafał Leszczyński podjął próbę interwencji, ale po chwili musiał się pogodzić z druga tego dnia kapitulacją. Wkrótce potem z powodu zadymienia boiska (odpalone race przez kibiców obu zespołów) mecz został przerwany - po raz pierwszy - na ponad 10 minut. Później sytuacja się powtarzała. Spotkanie kontynuowano, gdy pozwalała na to widoczność. Arbiter doliczył do podstawowego czasu kwadrans. Obraz gry nie uległ już zmianie. Wrocławianie szamotali się głównie z własną niemocą i nie byli w stanie zrobić rywalom krzywdy. Zamiast tego otrzymali kolejny cios, gdy fantastyczną przewrotką Marcel Reguła ustalił końcowy rezultat na 3:0. Śląsk pozostaje zatem "czerwoną latarnią" tabeli. Trener Magiera nie śpi spokojnie od dłuższego czasu. I być może sam zaczyna rozumieć, że perspektywa wcześniejszego pożegnania z klubem może się okazać najlepszą opcją dla obu stron.