Lech pokonał Pogoń na swoim stadionie 3-0 i jest bliski awansu do finału Pucharu Polski. Jeśli tak się stanie, to 2 maja na Stadionie Narodowym będzie faworytem, a ewentualny sukces zapewni poznaniakom grę w europejskich pucharach. To zaś cel minimum klubu z Wielkopolski. Jedną z głównych postaci w Lechu jest ostatnio Dawid Kownacki - młody napastnik zdobył w czterech meczach aż pięć bramek, piłka po jego strzałach odbijała się też od słupka (w Gliwicach) i poprzeczki (w ostatnim meczu z Pogonią). - Na pewno mamy sporą zaliczkę, ale czeka nas jeszcze rewanż. Wszystko może się zdarzyć, bo skoro my potrafiliśmy wygrać 3-0... Wiemy jak to się w piłce szybko zmienia, nie ma więc co popadać w samozachwyt. Zaliczka nas jednak oczywiście cieszy - mówił trochę asekurancko Kownacki. O ile w piątek w lidze Lech nie miał pod kontrolą spotkania przez całe 90 minut, to w środę w Poznaniu już tak. Oba mecze zakończyły się wynikami 3-0 dla "Kolejorza", ale w Pucharze Polski wygrana Lecha mogła być jeszcze bardziej okazała. - To my zagraliśmy lepiej, byliśmy bardziej skoncentrowani, szczególnie po przerwie. Druga połowa była lepsza niż w Szczecinie. Strzeliliśmy na 2-0, na 3-0, a mimo tego mieliśmy mnóstwo innych sytuacji. Pogoń praktycznie nie istniała. Cieszy to, że wyciągnęliśmy wnioski - mówił Dawid Kownacki. Napastnik Lecha mówił, że już czeka na niedzielne spotkanie z Lechią Gdańsk, czyli obecnym liderem Lotto Ekstraklasy. Jeśli Lech wygra, jego strata do gdańszczan zmniejszy się do dwóch punktów. - Dzisiaj o tym nie myśleliśmy, nawet wtedy, gdy wysoko prowadziliśmy. Byliśmy od 1. do 93. minuty skoncentrowani na Pogoni, a o Lechii może pomyślimy jutro, już po wypoczynku. Zaczniemy się przygotowywać. Ale czy to najważniejszy tegoroczny mecz? Na pewno ważny, choć teraz można powiedzieć, że najważniejszy, bo ich gonimy. Gdybyśmy nie odnieśli wcześniej trzech zwycięstw, to nikt by o tym nie mówił. Chciałbym, aby przyszło na nasz stadion wielu kibiców, bo nam pomagają. Wierzę w zwycięstwo - stwierdził Kownacki. Młody lechita nie chciał mówić o swoim okazałym tegorocznym dorobku. - Cieszę się, ale nie liczę tych bramek. Najważniejsze, ze wygrywa drużyna, a moje gole jej pomagają. Indywidualne statystyki nie są ważne, one nie grają. Nie da się jednak ukryć, że Kownacki wyrasta na czołowego snajpera ligi i kto wie, czy nie włączy się jeszcze do walki o koronę króla strzelców. Ma już osiem goli, o cztery mniej od swojego klubowego kolegi Marcina Robaka, a także Nemanji Nikolicia i Konstantina Wassiljewa. - Tak działa prawo serii. Czasem cudownie się uderzy, piłka leci w okienko, a bramkarz końcówkami palców wybija poza boisko. A czasem w obojętnie jakiej sytuacji i byle jak się trafi w piłkę, a ona wpada. Oby tak było dalej, to mnie nakręca - powiedział Kownacki. W meczu z Pogonią w efektowny sposób na początku meczu trafi w poprzeczkę, gdy jego próba dośrodkowania niemal z narożnika boiska prawie przelobowała bramkarza Jakuba Słowika. - To byłby najpiękniejszy gol, choć chciałem dośrodkować, a nie strzelić. Patrzyłem, ta piłka leciała, leciała, a ktoś z boku krzyknął, że wpadnie. Niestety, zatrzymała się na poprzeczce czy słupku. Ciśnienie jednak wzrosło - opowiadał reprezentant Polski U-21. W drugiej połowie Kownacki strzelił jeszcze jedną bramkę, ale sędzia Tomasz Kwiatkowski jej nie uznał - odgwizdał faul napastnika Lecha na Słowiku. - W mojej opinii to bramkarz prędzej mnie faulował. Byłem pierwszy przy piłce, trąciłem ją, a on chciał chyba wypiąstkować. Wpadł na moje biodro. Sędzia podjął taką decyzję, ale gdybym chciał, to bym się przewrócił i wtedy byłby karny dla nas. Nie ma jednak tego złego, za chwilę strzeliliśmy na 3-0 - zakończył Kownacki. Andrzej Grupa