Darko Jevtić - 24-letni Szwajcar rozgrywa w "Kolejorzu" swój trzeci sezon. Na razie w jego dorobku jest jedno mistrzostwo Polski i dwa Superpuchary. Wcześniej, w sezonie 2012/13, miał też maleńki udział w zdobycia tytułu mistrza Szwajcarii przez FC Basel. Piłkarz ma jeszcze przez rok ważny kontrakt w Lechu, ale w Poznaniu już dość głośno mówi się, że latem Jevtić zostanie sprzedany. Ma za sobą bardzo udany sezon, na dodatek sam chciałby podjąć się większych wyzwań. Rok temu Jevtić był bliski przenosin do PAOK-u Saloniki, ale z transferu nic nie wyszło. - Mam jeszcze rok kontraktu w Lechu i nie myślę o tym, czy odejdę. Cieszę się, że zdrowie dopisuje. W tym roku bardziej mi ono pomaga niż dwa lata temu, gdy byliśmy mistrzem Polski. Wtedy miałem problemy z plecami, straciłem dwa miesiące. Cieszę się, że gram tak dużo i chciałbym skończyć ten sezon tak jak go zacząłem. I coś wygrać z Lechem, a najlepiej jeden i drugi tytuł - mówi Jevtić i zapewnia, że jakiekolwiek rozmowy z Lechem odnośnie swojej przyszłości podejmie dopiero w czerwcu. Pierwszą szansę piłkarz dostanie już we wtorek - w finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. To trzeci rok z rzędu, gdy "Kolejorz" zagra w decydującym pojedynku w Warszawie. Dwa razy był słabszy od Legii. - Chcemy tę szansę złapać, ale nie chcę mówić, że teraz rywal jest słabszy od Legii czy coś takiego. To jeden mecz, wiele zależy od formy, jak tego właśnie dnia drużyna będzie grała. Musimy być optymalnie przygotowani we wtorek - mówi Jevtić. Lech na pewno jest wielkim faworytem finału i z tego faktu pomocnik poznańskiej Lokomotywy zdaje sobie sprawę. - Nam to nie utrudnia zadania. W każdym spotkaniu z Arką, w obecnym czasie, będziemy faworytem. Nie wiem, czy za 10 lat coś się zmieni, czy Arka będzie w innym miejscu, ale teraz tak to wygląda. My się w ogóle nie skupiamy na tym, kto jest faworytem, a chcemy dać z siebie 100 procent. Każdy z nas musi wymagać od samego siebie jak najwięcej, a i skuteczność będzie ważna. Na tę chwilę to wszystko dość dobrze wygląda, ale najistotniejsze, by wyglądało przez to najważniejsze 90 czy 120 minut w Warszawie - dodaje Jevtić. Mecz Lecha z Arką odbędzie się na Stadionie Narodowym, który piłkarz Lecha uważa za najładniejszy, na którym grał. Choć jest jedno "ale". - Grałem tam dwa razy i dwa razy trawa nie była ładna. W Ruchu stadion może nie jest za ładny, ale to trawa bardzo dobra. W Bazylei też stadion był fajny, ale ten w Warszawie jest chyba "naj". W ogóle w Polsce są niezłe obiekty - zachwala piłkarz Lecha. "Kolejorz" jest wiceliderem Lotto Ekstraklasy, dotarł do półfinału Pucharu Polski. Gra niezwykle efektownie - siedem spotkań w lidze wygrał po 3-0, trzy kolejne takie wygrane zanotował w pucharze. - Młody jestem, to nie pamiętam takiej serii meczów po 3-0, ale pewnie jeśli zapytacie Robaka czy Trałkę, to oni też jej nie mieli. W głowie mamy tylko to, że każde spotkanie chcemy wygrać, bez względu na wynik. Dobrze się rozumiemy, każdy wie, gdzie biegać i podać - jakoś to wszystko wychodzi. Dobrze, że po tych trzech meczach bez wygranej znów się ruszyło, bo ludzie mówili już o jakimś kryzysie. Mnie się tak nie wydawało, było dobrze, ale strzelanie też nie zawsze wychodzi, zwłaszcza jak rywal dobrze broni. U nas w szatni i na boisku nie było w tamtym okresie nerwowo - zapewnia zawodnik. Dwa lata temu Lech przegrał finał z Legią, choć był lepszy. To go tak zmotywowało, że później pokonał Legię na jej stadionie i zdobył tytuł mistrza Polski. Rok temu był gorszy od niej tak w finale Pucharu Polski, jak i później w grupie mistrzowskiej. Jak to się potoczy teraz, gdy finał jest z innym zespołem i można go wygrać? - Może dodać nam pewności, że już coś wygraliśmy, że mamy te puchary i doda trochę luzu. Ale z drugiej strony może dodać za dużo luzu, a tego nie chcemy. Mamy swój cel: wygrać dublet, ale nie jest wychodzić z myślami za daleko, a już w ogóle do tego ostatniego spotkania z Jagiellonią w lidze - przyznaje lechita. Czy obecny Lech jest lepszy od tego z 2015 roku? - Zostało czterech piłkarzy, mamy inną drużynę. Wtedy też było dużo jakości, mieliśmy liczną kadrę. Inny był napastnik, Zaur grał odmiennie od "Robiego" (Marcina Robaka - red.). Ktoś inny strzelał, a Zaur walczył wszędzie gdzie się dało. "Robi" za to jest tam, gdzie musi być. Nie chcę za wiele porównywać, ale na pewno stać nas na tytuły. Andrzej Grupa