Dan Petrescu zafundował zawodnikom na przystawkę pół godziny ciągłego biegania wokół głównego boiska. Nie było możliwości, żeby choć na chwilkę zwolnić, bo Rumun wraz ze swoimi asystentami przez całe pół godziny podążał krok w krok za swoimi podopiecznymi. Nie inaczej było podczas kolejnych ćwiczeń, w które sam trener się angażował, jak gdyby walczył w Marcinem Baszczyńskim o pozycję w wyjściowym składzie w meczu z Cracovią. Po kilkunastu rundkach wokół boiska zawodnicy wreszcie mogli przejść do ćwiczeń z piłką. Następnie trener podzielił podopiecznych na dwie części: tych, którzy grali w sobotę i tych, którzy nie wyszli w pierwszym składzie lub spędzili mecz na ławce rezerwowych. Pierwsza grupa wraz z trenerem Bonem zrobiła kilka okrążeń i zeszła do szatni, natomiast ci drudzy rozegrali spotkanie 2x15 minut na skróconym polu gry. Nie było nikogo, kto odstawiłby nogę, gdyż przegrani mieli obiecaną "nagrodę" w postaci kilku dodatkowych okrążeń. - Chłopaki gramy, gramy, nie ma stania, ruszać się ruszać - mobilizował zawodników do walki kierownik Marek Konieczny. Zejście do szatni wcale nie oznaczało końca treningu, gdyż jeszcze tam, na korytarzu zawodnicy na rozłożonych karimatach robili brzuszki...