Za ten incydent na głowę Tomaszewskiego spadła lawina krytyki. "Jak mam się czuć? Jest mi szalenie przykro. Jako delegat PZPN wykonałem swoje obowiązki według wyznaczonych mi instrukcji. A nie mam żadnych wątpliwości, że wywieszony przez kibiców Jagiellonii znak zaciśniętej pięści to symbol rasistowski. Teraz oczywiście zaroiło się od ludzi, którzy wymądrzają się, że Tomaszewski nie miał racji, bo pięść była innego koloru i chodziło o inne treści. Ale te tłumaczenia mnie nie interesują. Ważne, że taki znak nie mógł się znaleźć na obiekcie. Ta zaciśnięta, uderzająca pięść to demonstracja siły i agresji. Zresztą, według znanych mi instrukcji, kibice Jagiellonii słyną z rasistowskich zachowań" - tłumaczył Tomaszewski w "Super Expressie". "Jestem skromnym człowiekiem, nie pcham się na świecznik. Jeżeli w czasie przedłużającej się przerwy w meczu podchodzi do mnie dziennikarka i prosi o wyjaśnienie całego zamieszania, to ja mam obowiązek jej wszystko wyjaśnić. Kiedy słucham tych oskarżeń, jest mi smutno. Czuję się osaczony i skrzywdzony" - dodał delegat PZPN. To nie pierwszy taki przypadek, kiedy Tomaszewski przerywa mecz z powodu treści zamieszczonych na transparentach. "Cóż, od dawna zajmuję się problemem rasizmu, często orzekałem w tych sprawach. Dlatego moja wiedza na ten temat jest rozszerzona i te zakazane treści łatwiej mi wyłapać. Wiem też, że młodzi kibice często są inspirowani przez ludzi, którym zależy na propagowaniu tych poglądów. Raz na meczu Polonii Bytom, kiedy zdejmowałem zakazany transparent, usłyszałem od bardzo elegancko ubranych, poważnych panów, żebym "odpier... się od tej flagi"" - stwierdził Tomaszewski. "Być może popełniłem błędy, ale lepiej się pomylić, niż nic nie robić i udawać, że wszystko jest w porządku. Ważne, że daliśmy sygnał, że nie ma przyzwolenia na rasizm. Na pewno nie dam się zastraszyć, taki już jestem. Poza tym wierzę, że normalni kibice rozumieją moje działania i je popierają" - zakończył Tomaszewski.