Legia Warszawa w tym sezonie będzie chciała wrócić na szczyt. W poprzednich rozgrywkach "Wojskowi" zajęli trzecie miejsce w PKO BP Ekstraklasie i nawet nie awansowali do finału Fortuna Pucharu Polski. Takie rezultaty były dużym rozczarowaniem, dlatego też w kwietniu posadą zapłacił za to Kosta Runjaic, a zespół trafił w ręce Goncalo Feio. Sobotni rywal Legii, czyli Zagłębie Lubin ukończyło miniony sezon na ósmej lokacie, czyli mniej więcej w środku tabeli, do czego przyzwyczaiło w ostatnich latach. W trakcie rundy wiosennej ważyły się losy Waldemara Fornalika, ale szkoleniowiec otrzymał wotum zaufania i "Miedziowi" zaliczyli świetny finisz, z serią czterech zwycięstw z rzędu. Nieuznany gol Marca Guala. Do przerwy w Warszawie wydarzyło się niewiele Mecz w Warszawie zapowiadał się ciekawie, a niewiadomą były zwłaszcza nowe nabytki Legii, jak m.in. Kacper Chodyna, który trafił do stolicy z Zagłębia. To spotkanie miało więcej transferowych akcentów między tymi zespołami, ponieważ w drugą stronę powędrował Dominik Hładun, który powrócił do "Miedziowych" po dwóch latach. Początek starcia był bardzo intensywny w wykonaniu zawodników Legii Warszawa. Niewiele jednak z tego wynikało. Szybko gra przerodziła się w "kopaninę", bo obie ekipy miały problemy z utrzymaniem piłki. Właściwie przez pierwsze 20 minut nie wydarzyło się nic ciekawego. Jednak 21 minuta przyniosła przełom, choć tylko chwilowy. Do siatki trafił bowiem Marc Gual, tyle że jak się okazało, przy zagraniu Pawła Wszołka znajdował się na pozycji spalonej. Sędziowie szybko to wychwycili, a VAR także sprawnie potwierdził, dlatego kibice Legii musieli obejść się smakiem. Trzy minuty później Gual przeprowadził kapitalną akcję indywidualną na skraju pola karnego, kiedy to wymanewrował obrońców "Miedziowych", ale uderzył ponad bramką. W kolejnych minutach nieco bardziej "do głosu" doszli zawodnicy Zagłębia Lubin, którzy strzelali na bramkę Kacpra Tobiasza. Najpierw próbował Damian Dąbrowski, ale zrobił to bardzo niecelnie. Chwilę później uderzał Dawid Kurminowski po podaniu i znakomiciej szarży prawym skrzydłem Tomasza Pieńki, lecz z bliskiej odległości posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. W 31 minucie ponownie bardzo silnie strzelał Dąbrowski, ale Tobiasz zdołał odbić piłkę do boku. W 37 minucie Gual uderzył jeszcze z wolnego pod podskakującym murem. Była to celna próba, lecz piłkę bez trudu wyłapał Jasmin Burić. Do przerwy nic ciekawego już się nie wydarzyło i obie drużyny schodziły do szatni przy bezbramkowym remisie. Legia wygrywa w pierwszym meczu sezonu. Pomogła czerwona kartka rywali Po powrocie na boisko obraz gry właściwie nie uległ zmianie. Bardzo ważna sytuacja dla całego spotkania miała miejsce w 52 minucie. Wówczas Michał Nalepa bardzo niebezpiecznie zaatakował Luquinhasa. Zawodnik gości wyprostowaną nogą trafił w piszczel rywala i początkowo za to zagranie zobaczył żółtą kartkę. Sędzia Piotr Lasyk obejrzał jednak jeszcze raz to zagranie na monitorze i po konsultacji z VAR-em zmienił decyzję, odsyłając 31-letniego stopera do szatni. To ułatwiło grę Legii, co można było dostrzec w kolejnych minutach. Gospodarze zaczęli coraz częściej atakować, a Zagłębie coraz bardziej się cofało. W 64 minucie bardzo groźnie uderzał na bramkę najlepszy zawodnik warszawiaków tego wieczora, czyli Gual, ale mimo rykoszetu Jasmin Burić zdołał obronić próbę 28-latka. Legia długo nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze. Cierpliwość i nieustępliwość w atakach jednak popłaciła. W 86 minucie piłkę z prawego skrzydła na przedpole zagrał Paweł Wszołek, a ta trafiła pod nogi Rafała Augystyniaka, który silnym strzałem po ziemi dał "Wojskowym" upragnione prowadzenie. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry wygraną przypieczętował Luquinhas. Jasmin Burić obronił najpierw strzał Rubena Vinagre'a, lecz do piłki dopadł Brazylijczyk, który wymanewrował obrońców "Miedziowych" i podwyższył rezultat, pewnie trafiając do siatki. Legia ostatecznie pokonała Zagłębie 2:0.