Gdy Daniel Myśliwiec został trzy tygodnie temu trenerem Widzewa Łódź, jego drużyna nie była w jakimś szczególnie złym położeniu w Ekstraklasie, ale też nie rozpieszczała kibiców swoją grą. W krótkim czasie odpowiednio ułożył jednak zespół, który w dwóch meczach ligowych zdobył cztery punkty, do tego pewnie awansował w Pucharze Polski. W Gliwicach łodzianie chcieli przełamać kolejną niemoc - wygrać w lidze pierwszy raz na wyjeździe. Piast tej jesieni nie zachwyca, tak jak to czynił wiosną. Wtedy był lepszy od wszystkich w lidze, dziś miał ledwie punkt przewagi nad strefą spadkową. Niby podopieczni Aleksandra Vukovicia nie grają jakoś źle, ale brakuje im farta. Zaledwie jedna wygrana, choć z samym Rakowem Częstochowa, chluby gliwiczanom nie przynosi. A sześć remisów daje tyle, co dwa zwycięstwa. Wyrównany mecz w Gliwicach. I nagle Piast zadał cios Jedni i drudzy mieli więc dodatkową motywację, a o spore emocje zadbał już w pierwszej minucie František Plach. Słowak raczej rzadko popełnia błędy, a tu wybiegł za pole karne i... minął się z piłką, która go przeskoczyła. Przed utratą bramki uratowali gospodarzy Ariel Mosór i Aleksandros Katranis, ten drugi zatrzymał Bartłomieja Pawłowskiego. Widzew starał się przejmować inicjatywę, Piast czasem się cofał przed swoją bramkę, by za chwilę przejść do średniego pressingu. Emocji za wiele nie było, sędzia Paweł Raczkowski rozdawał za to kartki piłkarzom. Zanim minęło pół godziny, dwaj gracze Widzew - Fabio Nunes i Jordi Sanchez byli pewni, że w następnej kolejce przeciwko Stali Mielec nie wystąpią. O te piłkarskie wrażenia zadbał za to w 24. minucie duet: Grzegorz Tomasiewicz - Serhij Krykun. Ten pierwszy idealną podcinką zagrał za obrońców, Ukrainiec z kolei świetnie futbolówkę przyjął, po czym mocno kopnął pod poprzeczkę. Goście mieli świetną okazję do wyrównania. To się zemściło Łodzianie nie podłamali się stratą bramki, zresztą w 35. minucie powinni wyrównać. Po dalekim zagraniu Sanchez wygrał pojedynek z Mosórem, znalazł się przed Plachem - i choć był sypchany przez Tomasza Mokwę, zdołał oddać strzał. Tyle że niecelny. A gliwiczanie się po chwili nie pomylili - znów trafił Krykun. Choć on tylko przystawił nogę metr przed bramką po świetnym dograniu z boku Jorge Félixa. Hiszpański pomocnik Piasta wykorzystał koszmarny błąd w ustawieniu Nunesa, który miał już piłkę pod kontrolą i ją stracił. Dwubramkowe prowadzenie Piasta nie oddawało tego, co działo się w pierwszej połowie na murawie. Widzew szybko odzyskał nadzieję. I ją stracił - fatalna decyzja w polu karnym Widzew ma jednak to do siebie, że nawet w trudnych sytuacjach potrafi odpowiednio zareagować. Zwłaszcza, gdy w dobrej dyspozycji jest Bartłomiej Pawłowski. Zanim wszyscy się na dobre ogarnęli na murawie, wywalczył rzut wolny, a po chwili świetnie z niego uderzył. Piłka odbiła się od dolnej strony poprzeczki, leciała w dół - być może by wpadła do bramki, być może nie. Trafiła jednak w tył nogi interweniująca Placha i... przekroczyła linię bramkową. Obserwujący spotkanie z trybun selekcjoner Michał Probierz zobaczył więc niezwykle urodziwy strzał. Ten gol dodał łodzianom skrzydeł, uzyskali przewagę. Nie mieli może groźnych sytuacji, ale przecież w każdej chwili coś się mogło wydarzyć. I się wydarzyło, ale w narożniku pola karnego Widzew. To tam Juljan Shehu wybijał piłkę wślizgiem przed Krykunem - owszem, trafił w futbolówkę, ale później niepotrzebnie podniósł nogę, zahaczył rywala, który upadł. Sędzia Raczkowski początkowo nie zareagował, ale po interwencji VAR przyznał gospodarzom jedenastkę. A z niej na 3:1 podwyższył Patryk Dziczek. Widzew musiał ryzykować, musiał rzucić się do ataku. Miał inicjatywę, ale nie potrafił kreować okazji. Dwoił się i troił Pawłowski, ale już np. Sanchezowi brakowało dokładności w przyjmowaniu piłki. Dopiero w 95. minucie Widzew zdobył kontaktową bramkę - po akcji rezerwowych: dograniu Sebastiana Kerka i strzale Imada Rondicia. To nie wystarczyło jednak choćby do remisu - na coś więcej zabrakło już czasu.