Poniedziałkowy wieczór w październiku, siąpiący deszcz, a na boisku jedenastki Stali Mielec i Warty Poznań - ciężko znaleźć zestaw bardziej zniechęcający do oglądania na żywo piłkarskiej Ekstraklasy. Obie drużyny chcą przede wszystkim utrzymać się w elicie, obie preferują styl gry "dla koneserów" - oparty nie tyle na szybkich, pięknych akcjach, co na walce i dalekich zagraniach za linię obrony. Gdy grają z zespołem dominującym, ma to sens. Gdy zaś mierzą się ze sobą, ciężko o jakieś pozytywne wrażenia. Stal i Warta razem awansowały z pierwszej ligi, latem 2020 roku. Mierzyły się już w Ekstraklasie sześć razy, w tych meczach padło... pięć bramek. Ledwie raz był remis 1:1, a i to tylko dlatego, że Jan Grzesik wyrównał w ostatniej akcji spotkania. Warta Poznań zaskoczyła składem. Były król strzelców węgierskiej ekstraklasy ruszył na Stal Za Stalą przemawiał fakt, że punktuje niemal wyłącznie na własnym stadionie, na Podkarpaciu przegrał choćby Śląsk. Za Wartą - lepsza postawa na wyjazdach niż w Wielkopolsce. Oba zespoły próbowały w taki sam sposób zaskoczyć - Warta grając na debiutującego w jej szeregach Węgra Mártona Eppela, Stal zaś na Białorusina Ilję Szkurina. Występ tego pierwszego w zespole gości był sporą niespodzianką, ledwie trzy dni wcześniej podpisał kontrakt, a ma zaległości treningowe. Takim samym zaskoczeniem był brak miejsca dla Kajetana Szmyta - młodej gwiazdy Warty i młodzieżowego reprezentanta Polski. Warta w pierwszej połowie lepiej wyglądała od Stali w tej całej mizerii, którą tradycyjnie można nazwać "meczem walki". Drużyna z Mielca często miała problemy z pressingiem gości, bramkarz Mateusz Kochalski wybijał piłkę po autach. Stal rzadko próbowała wysoko atakować rywala, zresztą robiła to nieporadnie. W obronie też nie wyglądała za dobrze, w 18. minucie lewą stronę przedarł się Konrad Matuszewski, dograł na bliższy słupek do Miguela Luisa, ale Portugalczyk spudłował. Mielczanie odpowiedzieli akcją "na Szkurina" - Białorusin zdołał opanował piłkę na 15. metrze, oddał całkiem ładny strzał, ale prosto w bramkarza Jędrzeja Grobelnego. Ciekawa końcówka i gol zaraz po przerwie. Sędzia podszedł do monitora Nie było to spotkanie, które mogło zadowolić kibiców. Jedna niedokładność goniła drugą, jeden celny strzał mógł zmienić całe "widowisko". I właściwie je rozstrzygnąć, jak w trzech poprzednich przypadkach w Mielcu, gdy Stal podejmowała Wartę. W końcówce pierwszej połowy wreszcie coś się zadziało - po kąśliwej wrzutce Luisa bliski uderzenia z bliska głową był Eppel, nie trafił w piłkę. Kochalskiego uratował refleks, świetnie wystawił lewą nogę. Odpowiedział Krystian Getinger - soczystym strzałem z woleja z 20 metrów. Grobelny obronił to ładną paradą. Drugą połowę lepiej jakościowo zaczęła Stal, ale bramkę w 51. minucie zdobyła Warta. Dimitris Stavropoulos z dystansu huknął w słupek, jego strzał dobił Maciej Żurawski - gracze Warty zaczęli się cieszyć. Wtedy jednak interweniował arbiter VAR Krzysztof Jakubik - poprosił Patryka Gryckiewicza do monitora. Chodziło o wcześniejszy odbiór piłki Bogdana Țîru na Macieju Domańskim. W trakcie samej akcji sędzia z Torunia, mimo że stał dwa metry na wprost zawodników i patrzył się na nich, uznał, że zagranie Rumuna było prawidłowe. Na monitor tylko raz spojrzał, nie potrzebował powtórki - anulował trafienie. Doskonała okazja Stali Mielec, Wartę uratował słupek. A po chwili wszystko się zmieniło Były momenty, gdy nieco lepiej wyglądała Warta, były chwile z inicjatywą Stali. Zwłaszcza, gdy boisko opuścił Eppel, który potrafił jednak przytrzymać piłkę, a przy tym "angażował" przy sobie obrońcę rywali. W 74. minucie gospodarze w końcu byli o mały włos od wielkiej radości - Domański uderzył bardzo dobrze, świetnie dokręcił piłkę, która pewnie by wpadła do siatki przy dalszym słupku. Tyle że po drodze był jeszcze nieznaczny rykoszet od Stavropoulosa - futbolówka odbiła się tylko od słupka. A już po minucie cieszyła się Warta - tak nagle zmieniło się to spotkanie. Też było tu trochę przypadku, bo po dośrodkowaniu Matuszewskiego futbolówka odbiła się od gracza Stali i wpadła pod nogi ustawionego niemal w narożniku pola karnego Luisa. Portugalczyk zdołał się odwrócić, Koki Hinokio niewiele zrobił, aby przeszkodzić rywalowi, więc pomocnik Warty pięknie huknął w dalszy róg bramki. Stal przez kilka minut była oszołomiona tym, co się stało - mocniej zareagowała dopiero po 85. minucie. Zepchnęła Wartę do obrony, zamknęła ją w hokejowym zamku, ale wyrównać nie zdołała. I tak po raz czwarty w starciu tych drużyn w Mielcu padł tylko jeden gol, a po raz trzeci zdobył go klub z Poznania.