Przed pierwszym gwizdkiem Pogoń wyprzedzała Cracovię o pięć punktów i zajmowała czwarte miejsce. "Portowcy" chcieli uciekać Warcie, a gonić Lecha, które jeszcze w sobotę zmierzą się ze sobą w bezpośrednim pojedynku. "Pasy" wiedziały natomiast, że zwycięstwo w Szczecinie zbliży ich do "Dumy Pomorza" na zaledwie trzy punkty i jeszcze mocniej rozpali emocje w górnej połowie tabeli. Stawka była więc wysoka, a temperaturę dodatkowo podgrzewała wzajemna niechęć kibiców obu drużyn do siebie. Na stadionie w Szczecinie głośny doping rozpoczął się, zanim piłkarze pojawili się na murawie. Czuć było gorącą atmosferę. Pogoń - Cracovia: Kapitalny początek spotkania! Poziomem do kibiców dopasowali się piłkarze - choć na początku spotkania wydawało się, że gospodarze po raz kolejny w tym sezonie rozczarują swoich fanów. Już bowiem od trzeciej minuty przegrywali, na dodatek po pięknej bramce zdobytej przez wychowanka Pogoni, Mateusza Bochnaka. Skrzydłowy oddał strzał sprzed pola karnego i zaskoczył Bartosza Klebaniuka, który zastępował kontuzjowanego Dantego Stipicę. Bochnak nigdy nie doczekał się debiutu w pierwszej drużynie "Portowców", tymczasem w Cracovii ma już dwa trafienia na poziomie Ekstraklasy. Przyjezdni szybko wyszli na prowadzenie, ale wyglądało na to, że nie mają pomysłu, co z tym fantem zrobić. Inicjatywę przejęli miejscowi i z całych sił starali się o wyrównanie. To stało się faktem w 15. minucie za sprawą Leonardo Koutrisa. Grek znakomitym, silnym strzałem wykończył centrę Linusa Wahlqvista i zrobiło się 1:1. Ledwie dwie minuty później Pogoń prowadziła. Tym razem w roli głównej wystąpił Wahan Biczachczjan. Ormianin popisał się specjalnością zakładu - technicznym uderzeniem lewą nogą sprzed pola karnego. Karol Niemczycki po raz drugi był bezradny. W tym momencie statystyki były wprost nieprawdopodobne: trzy strzały, trzy gole, a na dodatek wszystkie przedniej urody. Wraz z upływem kolejnych minut stały się one nieaktualne. Pogoń atakowała bowiem raz za razem, a skórę swojej drużynie ratował Niemczycki. Gdyby nie dobra postawa golkipera, Cracovia mogłaby do przerwy przegrywać różnicą co najmniej dwóch - trzech bramek. Gol w końcówce przesądził Druga połowa również rozpoczęła się od naporu gospodarzy. Niespodziewanie jednak to Cracovia strzeliła gola i doprowadziła do remisu. W 54. minucie Jani Atanasov huknął wolejem bez przyjęcia i pokonał Klebaniuka. Wszystko, po raz kolejny w tym spotkaniu, rozpoczęło się więc od nowa. Pogoń, po utracie prowadzenia, znów miała przewagę, ale tym razem nie potrafiła tak łatwo przedostawać się w pole karne Cracovii. Gra nieco się uspokoiła, a gospodarze szukali sposobu na zaskoczenie defensywy gości. W 72. minucie bardzo bliski szczęścia był Kamil Grosicki, ale zabrakło mu nieco precyzji. "Portowcy" nie poddawali się i do końca szukali trzech punktów. Już nie po raz pierwszy w tym sezonie przyniosło im to zamierzony skutek. W 88. minucie Pogoń przeprowadziła fantastyczną akcję kombinacyjną, w efekcie której Alexander Gorgon znalazł się tuż przed pustą bramką i bez najmniejszych trudności strzelił gola na 3:2. Pogoń, dzięki wygranej, ma 44 punkty - tyle samo, co trzeci Lech Poznań. "Kolejorz" rozegra jednak swój mecz dopiero wieczorem. Jakub Żelepień, Interia