Już w pierwszej połowie na trybunach nie było spokojnie. Z obu stron leciały bluzgi, Cracovia odpaliła też pierwszą część pirotechniki. To było jednak nic wobec tego, co wydarzyło się w drugiej części. Jeszcze przed przerwą nieopodal sektora zajmowanego przez kibiców Wisły pojawiła się wielka czarna płachta. W końcu została rozpostarta i - jak się później okazało - służyła tylko jako zakamuflowanie tego, co działo się pod spodem. W pewnym momencie płachta została zdjęta i stronę kibiców Wisły poleciały race. To był jednak dopiero początek, bo najgorsze zaczęło się za moment. Wszystko bowiem wskazuje, że na trybunie została ustawiona... wyrzutnia rac. W stronę wiślaków zaczęły lecieć materiały pirotechniczne, które z impetem wdzierały się na sektor Wisły i rozbijały się o krzesełka. Można sobie tylko wyobrazić co by się stało, gdyby trafiły kogoś w twarz... Strzelano nie dla zabawy, tylko po to, by skrzywdzić innego człowieka! Za moment pod sektorem pojawił się ogień i do pracy wzięli się strażacy. Po pewnym czasie zjawili się również ochroniarze, ale wówczas już nie tylko ostrzeliwany sektor, ale cały stadion spowity był gęstym dymem. Sędzia Krzysztof Jakubik słusznie nie chciał ryzykować i kazał piłkarzom zejść do szatni. Zawodników nie było dobrych kilka minut, a gdy wrócili, spiker ostrzegł, że kolejne złamanie prawa sprawi, że arbiter przerwie spotkanie. Nie minęła minuta, a na sektorze Cracovii znów zapłonęło kilkadziesiąt rac ku uciesze setek innych fanów "Pasów". Arbiter był jednak łaskawy i spotkania nie przerwał, choć pewnie zrobiłby to, gdyby na murawie wylądowała którakolwiek z rac. Teraz Cracovia musi liczyć się z bardzo drastycznymi karami finansowymi i zamknięciem stadionu na kilka spotkań. Piotr Jawor Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Ranking Ekstraklasy - sprawdź!