Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Kontrowersje sędziowskie Sędzia Daniel Stefański nie miał w krakowskich derbach łatwego zadania. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że sam sobie go nie ułatwił. Już na początku meczu nie pokazał żółtych kartek w dwóch sytuacjach - najpierw gdy Sergiu Hanca sprowadził na ziemię wychodzącego na czystą pozycję Dawida Szota, a później gdy Michal Frydrych ostro potraktował Pellego van Amersfoorta. Być może arbiter nie chciał, by któryś z piłkarzy zbyt szybko wyleciał z boiska (w drugiej połowie czerwoną kartkę i tak obejrzał Felicio Brown Forbes), ale przyzwolenie na ostrą grę w derbach nigdy nie może skończyć zbyt dobrze. Tak było i tym razem, gdy w końcówce meczu nerwy puściły Mateuszowi Lisowi. Za uderzenie Ivana Marqueza sędzia także powinien bez wahania usunąć go z boiska. "Biała Gwiazda" kończyłaby wówczas mecz w dziewiątkę. Wydaje się, że sędzia Stefański podjął za to dwie dobre decyzje, jeśli chodzi o rzuty karne. Najpierw arbiter długo oglądał, czy Adi Mehremić odbił piłkę ręką w polu karnym. Żadna z powtórek nie rozstrzygała w stu procentach, że zagranie ręką miało miejsce, dlatego też "Pasy" obeszły się bez "jedenastki". W drugim przypadku, gdy Brown Forbes był zahaczany przez Dawida Szymonowicza, zdziwić mógł się tylko ten, kto patrzył wyłącznie na nogi piłkarza Cracovii. Szymonowicz zahaczył napastnika Wisły barkiem, powodując upadek, a wcześniej sam dotknął piłki ręką. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl! Kliknij tutaj! Wątpliwości pojawiły się raz jeszcze, gdy Pelle van Amersfoort zdobył bramkę strzałem głową z bliskiej odległości. I o ile wydaje się, że sędzia słusznie zignorował upadek Cornela Rapy i Georgija Żukowa, to chyba nawet przy wyrysowanych liniach nie można było mieć pewności, czy van Amersfoort w momencie podania nie był na spalonym. W takich sytuacjach nieraz wydaje się, że gol jest uznawany (lub nie) w zależności od momentu stopklatki, wybranej części ciała i od kąta ustawienia kamery - wystarczy wspomnieć choćby nieuznawane bramki Roberta Lewandowskiego w niedawnym starciu Bayernu Monachium z Borussią Dortmund. W tym wypadku także sprawę mogła rozbić się o... grubość linii wyrysowanej przez system VAR. Sędzia - podobnie jak przy ręce Mehremicia - nie miał pewności, czy przepisy zostały przekroczone, więc bramkę uznał. Rivaldinho? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie Patrząc przed meczem w tabelę, trzeba było uznać, że to "Pasy" są faworytem derbowego starcia. Tymczasem dopóki siły były wyrównane, Cracovia w ofensywie praktycznie nie istniała. Owszem, jej gra obronna wyglądała dość solidnie, ale kibice nie mieli nawet okazji, by przyjrzeć się taktyce "stu i jednej wrzutek", z której słynie zespół z ulicy Kałuży. Ataków pozycyjnych praktycznie nie było. Bezużyteczny kolejny raz okazał się Rivaldinho, syn słynnego Brazylijczyka Rivaldo. Statystyki potwierdziły, że napastnik Cracovii najrzadziej spośród wszystkich piłkarzy był przy piłce. Zupełni stłamsili go rośli stoperzy Wisły, a jego obecności na boisku można by właściwie nie odnotować wcale. Aż dziw bierze, po co Cracovii 25-letni napastnik zza granicy, który w 13 dotychczasowych meczach strzelił jednego gola i nie ma na koncie żadnej asysty... Obecnie do stylu gry "Pasów" lepiej pasuje wysoki, szybki i zadziorny Filip Piszczek. Nie jest to napastnik z najwyższej półki nawet jak na ligowe standardy, niemniej po jego wejściu na boisko gra Cracovii ruszyła do przodu. Co prawda zbiegło się to w czasie z czerwoną kartką dla Browna Forbesa, jednak nie sposób nie zauważyć, że Piszczek dał swojej drużynie znacznie więcej od Brazylijczyka. Brown Forbes - z nieba do piekła Sprowadzanie gry Wisły Kraków w tym meczu do osoby Felicio Browna Forbesa byłoby zbyt dużym uproszczeniem, niemniej to Kostarykanin był kluczowym piłkarzem "Białej Gwiazdy". Z jednej strony - wywalczył i wykorzystał rzut karny, z drugiej - osłabił swój zespół oglądając czerwoną kartkę. Śmiało można przypuszczać, że w pełnym składzie Wisła sięgnęłaby po zwycięstwo, bo Cracovia długo miała problemy z konstruowaniem swoich ataków. W grze gości trzeba warto wyróżnić Yawa Yaboeha. Afrykański skrzydłowy był bardzo aktywny, zwłaszcza w słabej pierwszej połowie, podczas której był właściwie jedynym zawodnikiem, na którego patrzyło się z przyjemnością. Próbował gry kombinacyjnej, a gdy widział, że koledzy nie nadążają za jego wizją gry, często wybierał pojedynki jeden na jeden. Zwolennik ofensywnej gry, jakim jest Peter Hyballa, może mieć z Yeboaha naprawdę sporo pożytku. Po jednym spotkaniu trudno wyciągać kategoryczne wnioski, lecz śmiało można przypuszczać, że jeśli Hyballa zdecydowanie postawi na ofensywę, to w meczach Wisły można spodziewać się wielu goli - do jednej i do drugiej bramki. Kibice Wisły już pewnie mają przed oczami "flashbacki" z kadencji Macieja Stolarczyka... Wojciech Górski