Derby zawsze wywołują emocje. Tak było, jest i będzie. Gorzej jest, gdy emocje przesłaniają istotę, czyli grę w piłkę. O 200. derbach Krakowa będzie się pamiętać głównie przez pryzmat obelg rzucanych z loży VIP-ów stadionu przy Kałuży, w stosunku do sędziego Daniela Stefańskiego, a potem oświadczenia wydanego przez klub, w którym zarzuca się arbitrowi, że... jego żona, też sędzia - Karolina Bojar-Stefańska, kibicuje Wiśle, niż z powodu poziomu meczu. Z ust szefów "Pasów" - prof. Janusza Filipiaka i Jakuba Tabisza i m.in. siedzącego na trybunach posła Ireneusza Rasia, kibica Cracovii, padły mocne słowa pod adresem arbitra. Jak przyznał Stefański w programie Liga + Extra, z powodu braku kibiców obelgi do niego docierały, choć może nie byłby w stanie określić, kto co powiedział dokładnie. "To nie lata 70., gdy na obiekcie ustawiona była jedna kamera i zachowania na VIP-owskich lożach (szyderców) pozostawały niezauważone. Dziś do wychwycenia jest praktycznie wszystko. Trzeba mieć się na baczności. Można swoje myśleć, ale jednak trzeba mieć trochę kultury osobistej. To minimum, które trzeba posiadać" - napisał w felietonie dla Interii Artur Wichniarek, były reprezentant Polski, a obecnie ekspert Polsatu Sport. Sędzia Stefański w wymienionym wyżej programie przyznał, że derby Krakowa były trudne do prowadzenia. Trzeba jednak zauważyć, że on nie poprowadził ich bezbłędnie. W tym samym programie decyzje podjęte przez arbitrów ocenia Sławomir Stempniewski, były sędzia. Według Stempniewskiego Stefański nie pokazał w tym meczu przynajmniej dwóch czerwonych kartek, obu dla piłkarzy Wisły, a jeszcze w jednej sytuacji taka kartka też powinna być. Chronologicznie rzecz biorąc jako pierwsza była sytuacja w 45. minucie. Felicio Brown Forbes był faulowany przy linii bocznej przez Dawida Szymonowicza, ale przewracając się zaatakował dwiema nogami lewą nogę Cornela Rapy. "Szkoleniowo, tego typu zagranie to jest po prostu czerwona kartka, dlatego że chociaż Forbes jest przewracany, to on doskonale wie, co robi, czyli brutalnie, z dużą siłą traktuje rywala. Ten atak jest tak mocny, że ewidentnie zagraża zdrowiu przeciwnika" - tłumaczył Stempniewski. Kostarykanin w końcu wyleciał z boiska, w 68. minucie po drugiej żółtej kartce, ale wcześniej zdążył wywalczyć rzut karny i go wykorzystać. Kolejna sytuacja miała miejsce w 59. minucie. Dawid Szot stracił piłkę na połowie Cracovii i następnie sfaulował Sergiu Hancę, łapiąc go w pół. Zawodnik Wisły miał już na koncie żółty kartonik, za symulowanie faulu w polu karnym "Pasów", ale w tym wypadku Stempniewski nie jest tak zdecydowany w sądach jak wcześniej. "Dawidowi Szotowi ten zwód po prostu nie wyszedł i on ratował się przed kontratakiem, to jest jasne... Jakby to była pierwsza kartka, tobyśmy się w ogóle nie zastanawiali, ponieważ to była druga sędzia nabrał wątpliwości. Oczywiście szkoleniowo kartka" - mówił były arbiter. I wreszcie zdarzenie z doliczonego czasu gry, kiedy najpierw Ivan Marquez potrącił łapiącego piłkę Mateusza Lisa, a ten odtrącił go i jeszcze podniósł kolano w kierunku rywala. "W tej konkretnej sytuacji sędzia ocenił, że przy wyprowadzeniu piłki przez bramkarza został on potrącony i w związku z tym jest przewinienie na bramkarzu. Natomiast jest to "odgrywka", ewidentnie widać, że golkiper "się zagotował" i to było zachowanie bardzo agresywne, w mojej ocenie powinien dostać czerwoną kartkę" - powiedział Stempniewski. Stefański popełniał więc błędy na korzyść Wisły i w obozie Cracovii nie wytrzymano ciśnienia, czego kolejnym dowodem czerwona kartka po zakończeniu spotkania dla kierownika drużyny Artura Bernackiego, ale niektórych emocji i słów nie da się usprawiedliwić. Sędzia Stefański porównał zachowanie przy Kałuży do jakiegoś B-klasowego meczu, "nie obrażając B-klasy". Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO BP Ekstraklasy Paweł Pieprzyca