W środowych derbach Wisła pokonała przy kałuży Cracovię 4-1, ale futbol zszedł na plan dalszy, przez skandaliczny incydent bandytów identyfikujących się z "Pasami", którzy wyrzutniami rac ostrzelali sekto kibiców gości. Tylko cudem nikt nie został ranny. Jak zwykle w takich przypadkach ustalanie kto zawinił mija się z celem, bo napotyka na spychologię. Policja mówi nam nieoficjalnie: - Już w pierwszej połowie ochrona nie panowała nad sytuacją. Bojówkarze spokojnie przenosili się w grupkach z trybuny ultras na tę najbliższą sektorowi gości. Należało wzywać policję na pomoc, a nie czekać do końca. Dwie i pół godziny przed meczem zwróciliśmy uwagę organizatorom na dziurę w ogrodzeniu sektora dla gości. Miało dojść do starcia w sektorze buforowym. Po ostrzelaniu ludzi racami mecz nie miał prawa być wznowiony. Cracovia mówi nam nieoficjalnie: - Policja w ogóle nie chciała interweniować, bo nie dostrzegała zagrożenia dla zdrowia i życia. Trzy razy ją wzywaliśmy. Gdy dostała wniosek o interwencję na piśmie, to jej dowódca przyczepił się do szczegółu - braku danych osobowych osoby wypełniającej wniosek. Prawda jest taka, że każda ze stron ma swoje na sumieniu. Organizator dostawał sygnały od policji, że może być gorąco, a nawet bez tego derby Krakowa to zawsze impreza najwyższego ryzyka. Mógł już przed meczem prawidłowo wypełnić wniosek o interwencję, a gdy pseudokibice, na nieswojej trybunie przykryli się flagą, zaczęli się przebierać w odzież "roboczą" i szykowali haniebny proceder, natychmiast go doręczyć dowódcy. Czy policja sama nie mogła wkroczyć wcześniej, nawet jeśli prawdą są zarzuty o zwłoce organizatora z jej wezwaniem? Istniało zagrożenie dla zdrowia i życia, więc mogła wykonywać ustawowe obowiązki bez oglądania się na Cracovię. Zbyt dobrze pamiętamy bierność oddziału, a później infantylne tłumaczenie rzecznika krakowskiej policji, gdy pseudokibice Wisły zaatakowali stadion przy Reymonta, w imię wojny z ówczesnym prezesem Jackiem Bednarzem, w marcu 2014 roku. - Nie mieliśmy zgody wejścia na teren TS Wisła, z którego były wystrzelane race - tłumaczył jak dziecko ówczesny rzecznik krakowskiej policji. Na oczach oddziału policyjnego chuligani zaatakowali stadion pirotechniką. Po tamtym meczu zatrzymano jedną osobę, nie mającą nic wspólnego z atakiem. Doszło do tego trzy godziny po zajściu. Człowiek ów zwrócił uwagę przeszukującym restaurację "U Wiślaków" policjantom: "Czego kur... teraz tu szukacie? Oni już dawno poszli." Teraz na stadion "Pasów" siły policyjne w końcu weszły, ale kpiną jest fakt: zero zatrzymanych. I tu akurat ma rację prezes i właściciel Cracovii Janusz Filipiak, pytając, dlaczego nikogo nie aresztowano. W ten sposób lansuje się bezkarność i tym samym - po cichu - przyzwala bandytom na kolejne harce. Warto się zastanowić nad konstrukcją całego systemu, czy aby on nie sprowadza się do pogoni za króliczkiem, a nie do jego złapania. Mamy świetnie skonstruowaną w 2009 roku, a później zmodyfikowaną Ustawę o Bezpieczeństwie Imprez Masowych. Dzięki jej zapisom rosną w liczebność firmy ochroniarskie, angażuje się wielkie siły policyjne, a zadymiarze jak byli, tak są bezkarni. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, karanie klubów za bandziorów wybryki, na pewno ich nie odstraszy od ponowienia procederu. Zero bandytów zatrzymanych po ataku w publicznym miejscu na życie ludzi jest kpiną z państwa prawa. Komentuje dla eurosport.interii prezes PZPN-u Zbigniew Boniek: - Po decyzji Komisji Ligi zamykającej stadion na trzy mecze zadzwonił do mnie jeden z krakowskich dziennikarzy i pyta, dlaczego kara dla Cracovii jest taka surowa. Inni twierdzą, że jest zbyt łagodna. Wszystko zależy od subiektywnej oceny. Na przykład ja osobiście pedofilów skazywałbym na karę śmierci. W wypadku zadymy na derbach pragnę zwrócić uwagę na inny fakt: kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, aby na mecze o tak podwyższonym ryzyku wpuszczać kibiców gości? Wystarczy przyjąć zasadę, że skoro nie potrafimy przeprowadzić takiego meczu w cywilizowany sposób, bezpiecznie to trzeba do odwołania zrezygnować z podejmowania kibiców przyjezdnych i problem się rozwiąże. Nie będzie trzeba angażować potężnych sił policji i ochrony. Na razie mamy ustawę, która trzyma policję pod stadionem. Nakazuje też klubom słono płacić za firmy ochroniarskie, które skutecznie to mogą zabezpieczyć moje rubinowe gody, ale nie takie derby jak Cracovia - Wisła. Wiadomo, że kibice boją się tylko policji. Wiadomo też, że ponad 90 procent kibiców to ludzie normalni, ale na stadiony garną też zwykli bandyci, którzy wśród kibiców mają swą wyspę szczęśliwości. W tłumie czują się jak ryba w wodzie i realizują swoje brudne interesy. Kluby nie mają żadnych szans, ani narzędzi na zwalczenie tych grup przestępczych. Do tego potrzebna jest pomoc państwa i policji. **** - Zgodnie z Ustawą o Bezpieczeństwie Imprez Masowych służby porządkowe (stadionowe) są nie tylko uprawnione, ale i zobowiązane do ujęcia, w celu niezwłocznego przekazania policji, osób dopuszczających się czynów zabronionych. Jeśli działania służby porządkowej są nieskuteczne (tu jednak zachodzi pytanie czy podczas ostatnich derbów służby porządkowe właściwie realizowały te obowiązki i czy w ogóle podejmowały próby zaprowadzenia ładu i porządku) organizator występuje do policji o udzielenie pomocy, niezwłocznie potwierdzając ten fakt pisemnym zgłoszeniem. Podczas ostatnich derbów takie zgłoszenie wystosowano i pomimo że zawierało braki formalne, policja niezwłocznie wkroczyła na stadion, a braki we wniosku organizator uzupełnił później - oświadczył serwisowi eurosport.interia.pl mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Michał Białoński