Ten list mógłby mieć sens. Mógłby, gdyby nie zawierał absolutnie absurdalnego żądania ustąpienia Filipiaka bez podania rozwiązania: co dalej? Gdyby sygnatariusze tego listu mieli rozwiązać problem smogu w Krakowie, to tego samego dnia rozburzyliby wszystkie piece węglowe w mieście. Bez okresów przejściowych, bez przygotowania pomocy, bez programu dopłat, bez alternatywnych źródeł ogrzewania. A setkom marznących ludzi powiedzieliby: "Patrzcie! Udało się! W końcu nie ma smogu!". Ludzie podpisani pod listem doskonale bowiem wiedzą, że nawet gdyby Filipiak w swoje miejsce zatrudnił kogoś na stanowisko prezesa, to i tak dalej rządziłby Filipiak. To przed nim odpowiadaliby trenerzy, on decydowałby o kwotach transferowych, tylko na jego wypowiedzi czekaliby dziennikarze. Dlatego Cracovia będzie albo z rządzącym Filipiakiem, albo bez pieniędzy Filipiaka. Apelując więc o jego odejście, kibice tylko podgrzewają atmosferę, która jest już na tyle gorąca, że z trybun zamiast dopingu wylewają się setki bluzgów na zarząd. Bez pieniędzy nie ma władzy Filipiak w pomysłach na prowadzenie klubu rozbija się od ściany do ściany. Raz chce Polaków, raz obcokrajowców. Raz będzie szkolił, raz o szkoleniu słyszeć nie chce. Zdarzy się mu też podpisać kontrakt z trenerem na 10 lat, by miesiąc później go zwolnić. Słowem - potrafi wzbudzić w kibicu frustrację. Wytykanie pomyłek i niekonsekwencji prezesowi Cracovii ma podstawy i nie jest zbyt skomplikowane, ale nikt odpowiedzialny nie ma prawa żądać jego odejścia bez podania alternatywy. A tak właśnie zrobili poważni i szanowani kibice Cracovii, którzy podpisali się pod listem. Kibice, którzy przecież doskonale wiedzą, że albo Filipiak będzie układał klub po swojemu, albo nie przekaże mu ani grosza. Żądając jego ustąpienia, żądają odejścia Comarchu. Bo chyba nie spodziewają się, że Filipiak odda władzę, ale zostawi pieniądze? Oczywiście, może też zatrudnić kogoś, kto decydowałby o codziennych sprawach, ale wówczas list powinien być wymierzony w wiceprezesa Jakuba Tabisza, który jest prawą ręką Filipiaka w Cracovii. Straszenie Wisłą tylko w jedną stronę Z listu, oprócz niechęci do polityki Filipiaka, wylewa się też wstyd przed Wisłą. Kibice piszą o rywalizacji w mieście, konkurencji z rywalem, a także "drwinach, szyderstwach i złośliwościach" płynących ze strony wiślaków. O kompromitujących akcjach marketingowych, a także traceniu kibiców. Szkoda, że zapomnieli tylko o jednym - to Wisła stoi dziś na skraju upadku, a nie Cracovia. A znalazł się tam właśnie dlatego, że po odejściu Bogusława Cupiała nikt nie miał planu "B". Czyli identycznie jak dziś w Cracovii. Co prawda część kibiców przy Reymonta wiwatowała, gdy na prezesowskich stołkach zjawili się kibice. Ale ci sami, co wówczas wiwatowali, dziś najchętniej wywieźliby zarząd na taczkach. Miesiącami klub się zadłużał, podjęto szereg fatalnych decyzji, a żadnego konkretnego sponsora sprowadzić się nie udało (o nowym właścicielu nie wspominając). Efekt jest taki, że Wisła za moment może skończyć w czwartej lidze. Czy to nie działa na wyobraźnię kibiców Cracovii? Kibiców, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że Cracovia albo będzie według pomysłu Filipiaka, albo zostanie bez pieniędzy? Dlatego ich prawem, a nawet obowiązkiem jest wytykanie mu błędów, ale nie żądanie ustąpienia bez podania alternatywy. Piotr Jawor P.S. W liście kibiców Cracovii zaskakująca jest jeszcze jedna rzecz - całkowite obwinianie Filipiaka za spadek frekwencji na meczach. Ktoś chyba woli nie pamiętać, że kryzys na trybunach zaczął się po tym, jak pseudokibice Cracovii podczas derbów ostrzelali racami sektor Wisły. I chyba ktoś woli nie słyszeć, że dziś meczów przy Kałuży normalny człowiek nie jest w stanie oglądać, bo z trybun wylewają się pomyje przekleństw, a na płotach wiszą pozdrowienia dla bandytów.