Na przystawkę wygrana z Pogonią Szczecin, później zwycięstwo po dogrywce z Bytovią, a na deser wygrana w doliczonym czasie z Lechią Gdańsk. Kto jak kto, ale piłkarze "Pasów" zasłużyli na wolną niedzielę. - Spotkanie z Lechią nie było łatwe, bo w nogach mieliśmy jeszcze mecz w Pucharze Polski... Był to trochę "dziki" tydzień, ale dobrze, że nie zabrakło nam sił. Bardzo cieszymy się, że byliśmy cierpliwi i udało się wygrać - podkreślał Peszkovicz. Słowacki bramkarz był jednym z bohaterów spotkania z Lechią - odbił kilka groźnych strzałów i przede wszystkim wygrał pojedynek sam na sam z Lukasem Haraslinem. Peszkovicz spisał się tak dobrze, że na pomeczowej konferencji prasowej pochwalił go nawet trener Michał Probierz. - Jestem zadowolony, że moja interwencja pomogła. To najlepsze mecze, gdy bramkarz przy 0-0 pomoże, a później drużyna zdobędzie zwycięska bramkę. Cieszę się, że moja interwencja przyczyniła się do wygranej - podkreślał Peszkovicz. - W taki sposób w zeszłym sezonie zajęliśmy czwarte miejsce - graliśmy dobrze, ja pomagałem zespołowi, a potem strzelaliśmy bramkę i wygrywaliśmy mecze. Mam nadzieję, że teraz też idziemy w tym kierunku - dodaje bramkarz "Pasów". Dzięki zwycięstwu z Lechią, Cracovia wskoczyła na pozycję lidera. Wydawało się, że straci ją już trzy godziny później, ale Lech zdołał zremisować z Pogonią i szczecinianie ciągle są punkt za "Pasami". W niedzielę piłkarzy Probierza jednak wciąż może wyprzedzić Piast Gliwice, Wisła Płock i Legia Warszawa. - Lider? To nic szczególnego, bo już jutro możemy nie być na pierwszym miejscu. Jest dużo meczów i trzeba się skupić na najbliższym, bo pozycja lidera teraz nic nie daje. Przed nami potyczka z Wisłą Płock i tylko to się liczy - zaznacza Peszkovicz. PJ