Piotr Jawor, Interia: Zdobyłeś 13 bramek w 22 meczach i pomogłeś Cracovii wygrzebać się z ostatniego miejsca na czwarte. Ludzie na ulicy rozpoznają Airama Cabrerę? Airam Cabrera, napastnik Cracovii: - Nie, bo zbyt często nie wychodzę z domu. Oglądam mecze, czasem tylko wyskoczę na kawę. Kraków to duże miasto, z dwoma drużynami, więc nie jest łatwo być rozpoznawalnym. Najważniejsze jednak, że wsparcie kibiców czuję na boisku. A także na Twitterze. Szerokim echem odbiła się akcja kibiców Cracovii: "Airam Cabrera, zostań!". - To było coś niesamowitego! Oglądałem film i nagle moja bateria w telefonie zaczęła wyładowywać się jak szalona. Myślę: "Co, do licha, jest grane?!". To było świetne, kolejny raz pokazało mi, jak dobrze się tu czuję, i że ktoś mnie potrzebuje. Znów poczułem, że jestem dobrym piłkarzem. Ludzie w Hiszpanii byli zdziwieni tym, co działo się na Twitterze? - Tak, zadzwoniło nawet kilku dziennikarzy w sprawie wywiadu. Mówili: "Skoro ludzie tak cię tam szanują, to dla nich powinieneś zostać". To wszystko działo się jeszcze przed marcem, w którym zdobyłeś pięć bramek, a mimo to nie zostałeś piłkarzem miesiąca w Ekstraklasie. Plebiscyt wygrał Jakub Błaszczykowski. Byłeś zły? - Może nie zły, ale rozczarowany. Uważam, że zasłużyłem na nagrodę. Nie wiem jednak, kto ją przyznawał. Kapitanowie drużyn. - Cóż, może jestem dla nich za mało rozpoznawalny? A może mnie nie lubią? (śmiech). Co mam zrobić? Gram swoje, choć trochę mnie to ruszyło. Jestem ambitny, gram w piłkę, by wygrywać. Nie lubię porażek, nawet grając z dziewczyną w karty. Chcę wygrywać wszystko! I zasłużyłem na tą nagrodę, bo zdobyć pięć bramek w pięciu meczach nie jest łatwo. Ale co mam robić? O, wiem! Może w tym miesiącu jeszcze dołożę ze 2-3 bramki i w końcu mnie wybiorą? (śmiech). Czasem dziewczyna mówi: Nie, nie gram z tobą w karty, bo będziesz się wściekał? - I to bardzo często... Latem chodzimy z jej rodzicami na kolacje i później z jej ojcem gram w karty. Ale gramy jak o mistrzostwo świata! Nasze kobiety cały czas są złe. Mówią: "To tylko zabawa, więc czemu tak zaciekle walczycie?". I co mam odpowiedzieć? Jednym z powodów, dla których zostałem piłkarzem, jest właśnie ambicja. Od zawsze chciałem wygrywać i być pierwszym, pragnąłem więcej. Dam ci przykład: mogłem zostać w Hiszpanii, co miesiąc otrzymywać sporą wypłatę, a wolny czas spędzać z najbliższymi. Chciałem jednak czuć rywalizację i pokazać sobie, że wciąż dużo potrafię. Grasz czasem w playstaion? - Tak. Ile padów już zniszczyłeś? - (śmiech). Pada żadnego, ale moim sąsiadom nie zazdroszczę. Często gram przeciwko przyjaciołom ze słuchawkami na uszach i wtedy strasznie krzyczę. Sąsiedzi mają prawo być na mnie źli. Mają ze mną niezłą jazdę (śmiech). Wierzysz, że Ekstraklasa jest twoim miejscem na ziemi? - Hmmmm. Czuję się tu świetnie, znam swoje miejsce na boisku, a także w szatni. Jeden z przyjaciół ostatnio powiedział mi wprost: "Bracie, musisz tu zostać, to jest twoja liga!". Czemu nie? Może miał rację? Teraz jednak nie zależy to tylko ode mnie. Tylko od negocjacji Cracovii z Extramadurą, bo wypożyczenie wygasa z końcem sezonu. Jak przebiegają rozmowy? - Nic nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć. Chcę się koncentrować tylko na tym, by pomóc zespołowi. Nie ma sensu zawracać sobie głowy rzeczami, które ode mnie nie zależą. To jest mój styl i moje życie - zajmuję się tylko tym, na co mam wpływ. Nie marnuję czasu na sprawy, nad którymi nie mam kontroli. A gdyby ktoś spytał, czego ty chcesz? - W Krakowie jestem bardzo szczęśliwy i chciałbym zostać. Czuję, że ludzie mnie kochają, a ja odwzajemniam to uczucie. To czy zostanę, nie zależy jednak ode mnie. Zobaczymy, jak przebiegną negocjacje, a jeśli ktoś spyta: "Co chcesz robić?", to odpowiem, że zależy mi na pozostaniu. A wyobrażasz sobie, że w Polsce mógłbyś spędzić resztę życia? - Byłoby mi bardzo trudno, bo całej moje życie związane jest z morzem, zawsze miałem do niego blisko. Mógłbym w Polsce zostać na kilka lat, ale całe życie? Ufff, musiałbym tu otrzymać jakąś wielką szansę, brać udział w jakimś ciekawym projekcie. Przykładowo dostać propozycję zostania trenerem? - Lub dyrektorem sportowym... Przede wszystkim musisz być zadowolonym z tego, co robisz, a później zastanawiać się nad odległością do morza (śmiech). Na co dzień w Polsce jesteś sam? - Tak, dziewczyna czasem przylatuje na weekendy. Jest nauczycielką i nie może pozwolić sobie na przeprowadzkę. Chce się rozwijać, więc nie mogłem na nią naciskać. Jak sobie radzisz z samotnością? - Czasem bardzo tęsknię, ale jestem silny. Podjąłem decyzję, wytyczyłem cel i mocno się na nim koncentruję. Inaczej nie miałoby to sensu. Podobno nałogowo oglądasz mecze. - Ligę Mistrzów, wybrane spotkania Ligi Europy, a w weekend na luzie zaliczam 8-10 meczów. Szczególnie ligę hiszpańską i polską. Chyba, że przyjeżdża do mnie dziewczyna, ale mam to szczęście, że ona również kocha piłkę. Czasem nawet sama przypomina mi o jakimś meczu. Mówi np.: "Hej, Airam, zaraz Alaves gra z Getafe. Musimy to zobaczyć!". Analizuje twoje mecze? - To mój największy, ale też najlepszy krytyk. Wracam do domu i mówię: "No, ten mecz zagrałem bardzo dobrze". Na co ona: "Bardzo dobrze? Jesteś pewny? Przecież straciłeś cztery proste piłki!". Z czasem oduczyłem się chwalenia siebie (śmiech). Ale ma to też plusy, bo chroni mnie przed popadnięciem w samozachwyt. Trzyma mnie na ziemi, a to dobrze, bo upadek z niższej wysokości mniej boli (śmiech). Szczerze: jest ostrzejsza w ocenie niż trener Michał Probierz? - Pewnie! Ona nie ma hamulców, jak krytykuje to po całości (śmiech). Z trenerem Probierzem rozmawiamy o piłce, analizujemy sytuacje i próbujemy znaleźć najlepsze rozwiązania dla zespołu. Próbowałeś kiedyś zagadnąć trenera np. o zmianę taktyki? - Oczywiście, że nie. Muszę pamiętać, że jestem piłkarzem, a on trenerem. Każdy powinien znać swoje miejsce. Rozmawiamy o futbolu: o Kloppie, Guardioli, lidze hiszpańskiej, ale w sprawie taktyki oczywiście nie pyta mnie o zdanie.