Po meczu Argentyńczyk szybko uciekł przez mediami, ale w niedzielę kiedy emocje już opadły podsumował całe zdarzenie w rozmowie z "Dziennikiem Polskim". - Tuż przed końcem meczu jeden z zawodników z Płocka (Rachwał - red.) ostro mnie sfaulował, na co bardzo nerwowo zareagowałem. Czy go uderzyłem? Naprawdę nie pamiętam dokładnie, bo wszystko działo się szybko w ferworze walki, ale na pewno moje zachowanie nie było stosowne. Już za chwilę bardzo tego żałowałem, tym bardziej, że przecież w podobnych sytuacjach potrafię opanować emocje. A sam też gram twardo. Dlatego przede wszystkim byłem zły na siebie - w ostatnim czasie grało mi się bardzo dobrze, czuję się silny fizycznie i nagle taka niespodzianka. W zasadzie cały czas jestem zły, bo wiem, że nie będę mógł grać w najbliższym meczu i w głupi sposób osłabiam drużynę. To dlatego po meczu jak najszybciej chciałem uciec ze stadionu. Z trenerem Kasperczakiem jeszcze nie rozmawiałem. Wiem, że lepszym piłkarzom ode mnie takie rzeczy się zdarzały, ale marna to pociecha - powiedział Cantoro.