Nowy trener Radomiaka Constantin Gâlcă przejął zespół w trudnym momencie - zespół miał spokojnie dobić do końca sezonu w środkowej strefie, a tymczasem seria sześciu meczów bez zwycięstwa sprawiła, że pozostała mu niewielka przewaga nad strefą spadkową. Na dodatek rumuński szkoleniowiec stanął przed zadaniem znalezienia zastępców Raphaela Rossiego i Mateusza Cichockiego, czyli podstawowych defensorów. Wybrał Mike'a Cestora i Luizão, co - zwłaszcza w przypadku tego drugiego - było sporym zaskoczeniem. Brazylijczyk swój ostatni mecz zagrał bowiem jeszcze przed mundialem. Mocny początek Lecha, mógł prowadzić już po pierwszej akcji. A później cudowny rzut wolny Radomiaka Tak skonstruowana defensywa Radomiaka została przetestowana już w pierwszej akcji meczu. Lewą stroną przedarł się Kristoffer Velde, odegrał piłkę do tyłu, Afonso Sousa miał idealną okazję. Kopnął po ziemi, Dawid Abramowicz zdołał butem podbić futbolówkę, która trafiła w poprzeczkę i opuściła boisko. Była 21. sekunda tego spotkania... Radomiak mógł więc otrzymać zabójczy cios na samym początku meczu, ale się wybronił. A później sam znalazł swój pomysł, zaskoczył mistrza Polski. Gospodarze grali bardzo żywiołowo, wyprzedzali lechitów. Gâlcă znalazł pomysł na Franka Castañedę, któremu niespecjalnie ufał Mariusz Lewandowski. Kolumbijczyk dopiero po raz drugi wybiegł na boisko w podstawowym składzie, miał wspomagać ze środka pola wysuniętego Leonardo Rochę. Castañeda się ze swojej roli świetnie wywiązał - momentami był wolnym elektronem, uprzykrzał życie obrońcom Lecha, a juz za chwilę starał się przejąć piłkę na swojej połowie. I to on w 3. minucie oddał pierwszy celny strzał w tym meczu, a w 9. - wywalczył rzut wolny. Po tym wolnym - i wysunięciu piłki przez Alvesa - Rocha świetnie przymierzył z ok. 20 metrów, Filip Bednarek ruszył się za późno i nie zdążył z interwencją. Lech miał wielkie problemy w Radomiu. Połowa pod kontrolę Radomiaka Cztery dni po fantastycznym meczu we Florencji Lech był na boisku zagubiony. Nie pomogły zmiany w składzie, których dokonał John van den Brom, zresztą kadra poznaniaków na to spotkanie była mocno okrojona. Brakowało w niej Mikaela Ishaka, nie było też żadnego młodzieżowca. Szarpali skrzydłami Velde i Michał Skóraś, ale nie dostawali żadnego wsparcia ze strony praktycznie nieobecnego Artura Sobiecha czy Sousy. Radomiak kontrolował to spotkanie i nawet nie musiał specjalnie straszyć Bednarka. Lech długo był bezradny. Pierwszy sygnał, że "Kolejorz" żyje w tym meczu, dał w 29. minucie po szybkim rozegraniu autu Filip Dagerstål, jego uderzenie zostało zablokowane. Chwilę później z dystansu przymierzył Skóraś, ale za blisko środka bramki i Gabriel Kobylak nie miał problemów ze złapaniem piłki. Lech się rozkręcał, ale stosunkowo powoli, seryjne dośrodkowania niewiele mu dawały. Przed przerwą sytuacji już nie zmienił, miał też za dużo słabych punktów w zespole. W Radomiu ciężką przeprawę miał Raków, miał teraz i Lech. Goście bili głową w mur Tyle że osiem dni temu w Warszawie Lech też przespał pierwszą połowę, a w drugiej zaskoczył Legię. Tamto spotkanie z trybun oglądał rumuński szkoleniowiec Radomiaka i zapewne mocno to zapamiętał. Jego podopieczni wciąż grali bardzo mądrze - wybijali Lecha z rytmu, celebrowali każde wznowienie gry. Sami szukali głównie okazji w kontrach, zwłaszcza do momentu, gdy siły miał jeszcze niesamowity w poniedziałek Castañeda. Lech przeważał, niewiele z tego jednak wynikało. Szarpał lewą stroną Kristoffer Velde, jak zwykle świetne zagrania przeplatał z kiksami Velde, po drugiej stronie dwa celne strzały oddał Skóraś. Trener Lecha wściekał się widząc niechlujność swoich zawodników, ale to niczego nie zmieniało. Radomiak grał bardzo mądrze, pilnował trzech punktów, tak bardzo przybliżających go do utrzymania. Lecha stać było jeszcze na pojedyncze akcje, jak Velde w 80. minucie, ale to było za mało. Tego chyba nikt się nie spodziewał. Sobiech trafił w drugim meczu z rzędu Lech był bezradny, ale tak samo bezradny był dobry miesiąc temu w Gliwicach, też kilka dni po meczu pucharowym. Nic nie wskazywało, że w Radomiu coś jeszcze ugra. W 83. minucie w końcu pokazał się Sobiech, bodaj pierwszy raz w tym meczu - dostał świetną wrzutkę od Douglasa, ale główkował nad poprzeczką. Nie minęła minuta, a napastnik Lecha cieszył się z wyrównania. Po akcji Adriela Ba Loua'y pogubił się Cestor, z okazji skorzystał więc napastnik Lecha. A mistrz Polski miał wielką ochotę pójść za ciosem, zgarnąć komplet punktów. Całkowicie zdominował środkową strefę, chciał zdobyć drugą bramkę i wrócić na podium Ekstraklasy. Nie udało się, próbował jeszcze Velde, został zablokowany. A piłkę meczową miał nodze rezerwowy Radomiaka Alberto Cayarga, który dostał cudowne podanie od Rochy. Nie zdołał jednak z powietrza trafić w bramkę. A po ostatnim gwizdku nie wytrzymał John van den Brom. Już w doliczonym czasie zobaczył żółtą kartkę za rzucenie butelką o ziemię. A po ostatnim gwizdku wciąż narzekał, więc sędzia techniczny Damian Gawęcki zgłosił głównemu konieczność pokazania czerwonej kartki. I wtedy Holender ruszył w kierunku arbitra - musiał przytrzymać go kierownik drużyny Mariusz Skrzypczak.