Słowak podpisał kontrakt z Lechem niemal dokładnie rok temu, ale na początku sezonu przegrywał rywalizację z Jasminem Buriciem. Słaba forma "Kolejorza" i seria meczów bez zwycięstwa doprowadziły do tego, że ówczesny trener Lecha Jan Urban dokonał roszady także w bramce - miejsce w składzie otrzymał Matusz Putnocky. 32-letni golkiper wykorzystał szansę, od piątek kolejki jest podstawowym graczem Lecha. Burić od tej pory bronił głównie w Pucharze Polski, a w Lotto Ekstraklasie tylko trzykrotnie - dwa razy gdy kontuzjowany był Putnocky (w Gdańsku i Gliwicach) oraz tuż przed finałem Pucharu Polski. Bilans obu bramkarzy Lecha jest diametralnie różny - Putnocky wystąpił w 28 meczach, w 18 z nich nie wpuścił gola, a łącznie rywale pokonali go zaledwie 14 razy. Oznacza to, że przepuszcza jeden strzał na dwa spotkania. Burić wystąpił siedem razy - przeciwnicy zaskoczyli go aż dwunastokrotnie. Słowak ma szansę wyrównać, a nawet pobić rekord Łukasza Fabiańskiego sprzed 11 lat, gdy aż 19 razy zachował czyste konto. Obecny bramkarz Swansea City i reprezentacji Polski wystąpił wówczas w 30 spotkaniach warszawskiej Legii, z którą zdobył mistrzostwo Polski. Jeśli Putnocky zagra w niedzielę przeciwko Wiśle Kraków, a następnie za tydzień w Białymstoku, też będzie miał 30 występów. Jeden mecz "na zero" z tyłu oznacza wyrównanie rekordu Fabiańskiego, dwa - pobicie. - Dziennikarze zawsze mi to przypominają, a ja patrzę, czy wygrywa drużyna. To jest pierwsza rzecz, która mnie interesuje. Jasne, porównania do takiego bramkarza jak Fabiański to coś fajnego, ale mimo wszystko patrzę tylko na zwycięstwa i trzy punkty, bo to nam daje szansę walki o najwyższe miejsce - mówi Putnocky. Fakt kolejnych spotkań bez wpuszczonego gola co kolejkę przypomina za to na twitterze menedżer bramkarza Lecha Daniel Weber. - Coś mi tam mówił, zawsze po meczu napisze sms-a. Ale twittera nie czytam, nie korzystam z tego, a z menedżerem to tylko sobie żartujemy - twierdzi Putnocky, który nie posiada konta w mediach społecznościowych. - Nie mam twittera, nie mam facebooka ani innych takich. Nigdy mnie to nie interesowało, nie interesuje i nie będzie w przyszłości. Nie czytam tego, nie wiem, co tam piszą. W szatni coś tam chłopaki raz po raz powiedzą, ale to nic wielkiego - dodaje. Putnocky rozgrywa w Lechu bardzo dobry sezon, ale jeszcze jako zawodnik Ruchu Chorzów pokazał się z bardzo dobrej strony. Czy to najlepszy okres zawodnika w karierze? - Miałem już dobry kilka lat temu, jak walczyliśmy o Ligę Mistrzów i byliśmy w grupie Ligi Europy (Putnocky był w sezonie 2011/12 podstawowym bramkarzem Slovana Bratysława, po wyeliminowaniu AS Roma mistrz Słowacji wystąpił w fazie grupowej Ligi Europy - przyp. red). Tak dobrych wyników, tylu meczów na zero i zwycięstw, jeszcze chyba nie miałem. Ciężko powiedzieć, czy to najlepszy sezon, ale jeszcze się nie skończył. Wiele może się zmienić - twierdzi. Lech walczy bowiem o mistrzostwo Polski, ale nie ma wszystkich atutów w swoim ręku. - Musimy patrzeć, kto nam może pomóc, ale przede wszystkim czas samemu wygrywać. Punkty są nam potrzebne, ale mam nadzieję, że Korona też Legii coś zabierze. Póki jest szansa to walczymy - zapewnia Słowak, który zna się z rodakami broniącymi w klubach polskiej Ekstraklasy. - Z Kuciakiem chyba najlepiej, z Polaczkiem trochę, z Peskoviciem też. Skąd tylu Słowaków w Polsce? To efekt dobrej pracy z bramkarzami na Słowacji, szkoła bramkarska jest bardzo dobra, chyba więcej trenuje się u nas niż w Polsce - stwierdził Putnocky. Można z tą tezą polemizować, bo ciężko jednak na Słowacji znaleźć bramkarzy klasy Łukasza Fabiańskiego, Wojciecha Szczęsnego, Artura Boruca, Jerzego Dudka czy nawet Łukasza Skorupskiego. Andrzej Grupa