W 2018 r. doszło do porozumienia w zarządzie PZPN-u. Ówczesny prezes Boniek przeforsował obowiązek wystawiania co najmniej jednego piłkarza poniżej 21. roku życia. Zmiana weszła w życie od sezonu 2019/2020, choć od początku nie podobała się kilku klubom PKO Ekstraklasy. By udobruchać najbardziej oponującego wiceprezesa PZPN-u i ówczesnego szefa Jagiellonii - Cezarego Kuleszę, Boniek przystał na zniesienie limitu na obcokrajowców spoza UE. Wcześniej można było sprowadzić tylko dwóch takich piłkarzy. Gdy stery w PZPN-ie przejął prezes Kulesza, dni przepisu o młodzieżowcach w Ekstraklasie zdawały się być policzone. Wszystko wskazuje na to, że PZPN, na wniosek Ekstraklasy SA, zniesie ten obowiązek i to już od sezonu 2022/2023. Część klubów, na czele z Legią, Rakowem i Jagiellonią podnosi argument, że wstawianie kogokolwiek do składu ze względu na wiek, a nie umiejętności nie jest uczciwe w stosunku do tych, którzy być może lepiej grają w piłkę, ale ukończyli już 21 lat. Na dodatek ceny za piłkarzy poniżej tego wieku zostały sztucznie wywindowane. Nie tylko Płacheta i Kozłowski Na drugim biegunie są sukcesy transferowe złotej, polskiej młodzieży. Bez reguły o młodzieżowcu o grającego w Podbeskidziu Przemysława Płachetę nie stanęłoby w szranki sześć klubów Ekstraklasy. Rywalizację wygrał Śląsk Wrocław, który piłkarza tak wypromował, iż ten dostał się do reprezentacji Polski i do Premier League. Nawet jeśli w Norwich gra śladowo, to trzy miliony euro, jakie uzyskał za niego - po roku występów w Ekstraklasie - Śląsk, nie chodzą piechotą. Tramwajem też nie jeżdżą. Bez reguły o młodzieżowcu świat by pewnie nie usłyszał o Kacprze Kozłowskim, który błysnął na Euro 2020, po czym został wytransferowany do Premier League za 11 mln euro, by powędrować na wypożyczenie do lidera belgijskiej Jupiter Pro League, gdzie na razie rozegrał tylko pięć meczów, z czego w dwóch śladowo (minutę i pięć minut). Takich przykładów jest więcej. Jakub Kamiński z Lecha już został sprzedany do Wolfsburga za 10 milionów euro. Przy Bułgarskiej występować będzie tylko do końca sezonu. Co ciekawe, w pierwszym sezonie obowiązywania reguły o młodzieżowcu najwięcej zyskała Legia, która 20-letniego wówczas Radosława Majeckiego sprzedała do Monaco aż za siedem milionów euro, a jego rówieśnika - Sebastiana Szymańskiego, wytransferowała do Dynama Moskwa za 5,5 mln euro. Z kolei Jagiellonia, za 21-letniego Patryka Klimalę otrzymała od Celticu Glasgow cztery miliony euro. - Nie jest tajemnicą, że od początku byłem przeciwnikiem tej zasady i cieszę się, że zostanie zmieniona. Dla mnie to jest sztuczne. Nie widzę problemu, by dawać szansę młodym zawodnikom, gdy ich poziom jest wystarczający. Ale na najwyższym poziomie powinni grać najlepsi, a nie uprzywilejowani - powiedział trener Rakowa Marek Papszun. Boniek: Narzekania to głupota. Przepis o młodzieżowcach ma same plusy Przepis o młodzieżowcu zakłada, że co najmniej jeden zawodnik poniżej 21 lat musi być na murawie od 1. do 90. minuty, więc kluby muszą mieć takich piłkarzy również na ławce rezerwowych, na wypadek kontuzji tego grającego. Trenerzy narzekają, że ci z ławki rezerwowych nie grają, nie rozwijają się, tylko podróżują, tracąc czas. - Takie tłumaczenie, to czysta głupota - wypalił Zbigniew Boniek w programie "Prawda Futbolu". - Przecież ci, którzy są na ławce rywalizują przez cały tydzień w klubie o miejsce w składzie. Tak samo jest ze starszymi. W drużynie jest 25 piłkarzy, a gra ich tylko 11. Boniek twierdzi, że dzięki regulaminie promującym młodzieżowców liczby minut rozegrane przez nich w najwyższej klasie rozgrywkowej wzrosły nawet czterokrotnie. - Oczywiście ten przepis wymuszał na klubach koncepcję przygotowania zawodników już od 15.-16. roku życia. Stworzenie mikrocyklu i makrocyklu treningowego, pomysłu na wzmocnienie fizyczne młodych piłkarzy, by pasowali do poważnej, najlepszej piłki - argumentuje. Obawia się, że zniesienie reguły jest podyktowane wygodnictwem, by nie rzec lenistwem. - Uważam, że jeżeli chcą znieść przepis o młodzieżowcu, to niech to zrobią, ale jeśli się na to zdecydują, to tylko z wygody. Jedne kluby mają lepszą młodzież, inne gorszą. Dlatego teraz chcą to wyrównać - dodał były prezes PZPN-u. Boniek: Najgorsze będzie wprowadzenie polskiego wyjścia Zbigniew Boniek jest nieugięty i nadal broni przepisu promującego polskich młodych w składach Ekstraklasy. - Są w nim tylko plusy, nie ma żadnych minusów. Oczywiście, limit jest pewną częścią ograniczenia i nie o to chodziło, tylko o wyrobienie tendencji, pokonanie problemu z wprowadzaniem młodzieży do pierwszej drużyny. Jeżeli ktoś uważa, że mentalność wprowadzania młodych zaszczepiła się na tyle, że nie trzeba żadnego przepisu, to OK. Natomiast największym błędem byłoby zrobienie polskiego wyjścia: "Dobra, panowie, nie musi nikt grać na boisku, wystarczy, żeby było trzech na ławce." W efekcie będzie miał kto sprzęt nosić. Nie oglądałeś Ligi Mistrzów? Zobacz wszystkie skróty meczów! Oprócz Polski tylko Rumunia ma podobną zasadę, wymuszającą grę młodzieży. Regułę o młodzieżowcu chwalił m.in. trener Marek Konieczny z Akademii Piłkarskiej 21 w Krakowie. - Miałem okazję oglądać mecz młodzieżowej Ligi Mistrzów i w Manchesterze City grało dwóch 16-latków, a w prasie przeczytałem, że Manchester United wpuścił na murawę 15-latka. Tam jakoś nie boją się stawiać na młodych. Oczywiście, na Zachodzie młodzieżowcy są lepiej przygotowani fizycznie, ale to kolejny problem - jakość treningu w Polsce. Bez względu na to, najzdolniejsi nasi młodzi piłkarze muszą grać. Jak będzie przymus, to kluby nie będą mogły się wymigać - powiedział trener ze szkółki pod patronatem Tomasza Frankowskiego. Zbigniew Boniek rozumie, że trenerzy nie palą się do promowania młodzieżowców. - Nie wiem czy Rosołek, kilku innych, grałoby, gdyby nie było takiego przepisu. Może zamiast niego musielibyśmy oglądać zawodnika, którzy przyszedł z Dyanama Zagrzeb za półtora miliona euro, a oprócz szybkiego biegania, specjalnie w piłkę grać nie potrafi - zastanawia się Boniek. MiBi, Interia