Boniek zdradził treść swej prywatnej rozmowy telefonicznej, jaką przeprowadził z komendantem głównym policji, generałem Działoszyńskim, gdy zobaczył go prywatnie, na trybunach meczu żużlowego Falubaz Zielona Góra - Stal Gorzów Wielkopolski. - Sam jestem kibicem żużla, akurat bieg wygrał Jarek Hampel i na trybunie kibice odpalają w euforii 30 rac. Wśród kibiców widzę znajomą twarz - pan komendant. Od razu do niego zadzwoniłem i mówię: "Panie komendancie, niech się pan natychmiast ewakuuje, bo tam przecież palą te niebezpieczne race!" - śmiał się Boniek, przepraszając komendanta, że publicznie zdradza treść tej rozmowy. Komendant główny nie dał się zbić z tropu. - Faktycznie, byłem na tym meczu, choć nie na tej trybunie, na której odpalono race. Zresztą za te race była kara, a my będziemy przestrzegać zakazu używania pirotechniki, dopóki on istnieje - podkreślał Marek Działoszyński. Boniek nie dawał za wygraną, wciąż postuluje, by dopuścić pirotechniki, używanej w bezpieczny sposób. - Pirotechnika jest przecież w Polsce w wolnej sprzedaży, a jeszcze sześć lat temu nikomu do głowy nie przyszło jej zabranianie. Istotna jest tylko umiejętność jej użycia - powiedział Boniek. - Rozmawiamy z kibicami, jeśli odpalają race w rękach, nie ma problemu, jeśli je rzucają, to sami bezwzględnie ich karzemy - dodał. - Pewne jest jedno - przebywanie na sektorze, na którym użyto pirotechnikę, jest trzy razy bezpieczniejsze niż podróżowanie po polskich drogach. Wytworzyła się tylko psychoza, że pirotechnika jest niebezpieczna - powiedział Zbigniew Boniek. Z Kielc Michał Białoński