Jarosław Bieniuk to niewątpliwie największy przegrany letnich przygotowań w łódzkim zespole. Wszyscy spodziewali się, że niedawny reprezentant Polski (jako jedyny piłkarz powołany z 1 ligi przez selekcjonera Stefana Majewskiego) wciąż będzie czołową postacią Widzewa. Niektórzy wierzyli, że stanie się jednym z najlepszych obrońców ligi i wróci do kadry. Stało się inaczej. - Czy się spodziewałem tego, że będę siedział na ławce? Cóż, moja sytuacja jest jaka jest - mówi w rozmowie z INTERIA.PL. - Muszę się z tym pogodzić, choć na ten temat wolałbym nie rozmawiać. Co chwilę słyszę pytania, które mogą tylko podgrzać atmosferę i narobić trochę szumu. Wolałbym już tego nie roztrząsać. Trudno jednak nie poruszać tej kwestii, skoro Bieniuk powracał do Polski ze statusem gwiazdy. Miał walczyć o powrót do drużyny narodowej, a jest zaledwie rezerwowym w ekipie beniaminka Ekstraklasy. - Cały czas walczę o powrót do składu. Musze odzyskać wysoką formę i prezentować się na treningach tak, aby przekonać trenera. Robię wszystko, aby nie dawać mu powodów do tego, aby sadzać mnie na ławce - zapewnia popularny "Palmer". W tym sezonie duet środkowych obrońców stanowią Ugo Ukah i Wojciech Szymanek. Niezbyt pewnie spisuje się przede wszystkim ten pierwszy. W meczu trzeciej kolejki przeciwko Wiśle Kraków Andrzej Kretek posadził go na ławce, a szansę dał Bieniukowi. Efekt? Widzew przegrał po błędzie byłego kapitana. Opaskę na ramieniu 31-letni obrońca mógł ponownie założyć kilka dni temu, kiedy łodzianie grali w Pucharze Polski przeciwko Zagłębiu Lubin. Co prawda Bieniuk nie popełnił większych błędów, ale też nie zachwycił. - Nie wiem, czy przybliżyłem się do pierwszego składu. Uważam, że w tej chwili mogę wrócić do gry tylko i wyłącznie dzięki bardzo dobremu, wręcz bezbłędnemu występowi. Średni, dobry mecz w moim wykonaniu może nie wystarczyć. I na taki wyśmienity występ właśnie czekam - nie ukrywa. Wiele wskazuje jednak, że musi się uzbroić w cierpliwość. Z Kretkiem w ogóle nie rozmawia na temat swojej sytuacji, a stara się jedynie podporządkować jego decyzjom. Dla piłkarza o wysokich ambicjach może być to jednak niezwykle trudne. Na tyle, aby zimą poszukać sobie nowego pracodawcy. A jak się nieoficjalnie mówi, do Polonii Warszawa chętnie sprowadziłby go trener Paweł Janas. Ten sam, który ściągnął go do Widzewa... Piotr Tomasik, Łódź