W "normalnych" warunkach Zagłębie byłoby zdecydowanym faworytem tego starcia. Budżetów obu klubów nie ma nawet co porównywać, aspiracji w Ekstraklasie - również. Warta Poznań jest w lidze najbiedniejsza, jej głównym celem było utrzymanie się w elicie, a dziś walczy o miejsce dające prawo gry w Lidze Konferencji. Zagłębie zaś przy niej to krezus, który jednak... musi bronić się przed spadkiem. No i to lubinianie mają ogromny problem z punktowaniem na własnym stadionie - wygrali do dziś ledwie dwa z 13 spotkań, najmniej w lidze. Warta zaś na wyjazdach radzi sobie wyśmienicie - zdobył komplet punktów siedem razy na dwanaście prób. Nawet Raków czy Legia nie zdołały wygrać więcej razy. Zagłębie chwilę poczekało, a później wzięło sprawy w swoje ręce. Kapitalne sytuacje! Warta rzeczywiście dobrze zaczęła spotkanie, jej wysoki pressing przez 10 minut stanowił spory problem dla gospodarzy. Sytuacja zmieniła się w 11. minucie, gdy dość kuriozalny wślizg na swojej połowie zaliczył Kamil Kościelny - w kierunku własnej bramki. A to piłkarz, który występował na prawej stronie boiska, a nagle znalazł się na lewej. Lubinianie sytuację wykorzystali - Filip Starzyński przejął piłkę, świetnie wypatrzył osamotnionego Damjana Bohara, a Słoweniec stanął oko w oko z Adrianem Lisem. Była to znakomita okazja, ale golkiper gości świetnie interweniował, obronił ten strzał. Zagłębie poczuło, że to jest moment, w którym może Warcie zrobić krzywdę. Poznaniacy chwilami bronili się całym zespołem przed własnym polem karnym, mieli problem z wyprowadzaniem akcji. Do tego goście popełniali zaskakujące błędy w obronie przy jakimkolwiek nacisku rywali, a z tego brały się kolejne sytuacje Zagłębia. Lubinianie znaleźli dość prosty sposób na mijanie środkowej linii Warty - kierowali dłuższe piłki w boczne sektory. Po jednej z takich akcji Kacper Chodyna oszukał Roberta Ivanova, wyłożył piłkę na dziesiąty metr Starzyńskiemu, a ten uderzył niemal prosto w Lisa. To była druga stuprocentowa okazja. Trzecią bardzo dobrą zmarnował w 42. minucie Chodyna - też po dalekim zagraniu Bartłomieja Kłudki. Znalazł się sam przed Lisem, dwukrotnie próbował przyjąć piłkę, ale to mu się nie udało. Warta w ofensywie praktycznie nie istniała. Niecelnie z rzutu wolnego z boku pola karnego uderzył Miguel Luis, w doliczonym czasie skiksował przy strzale Niilo Mäenpää - i to właściwie wszystko. Goście prezentowali się tak, jakby remis 0-0 był dla nich szczytem marzeń. Zagłębie utrzyma się w lidze, Warta zagra w pucharach? Zobacz tabelę Ekstraklasy Warta się obudziła po przerwie. Wymiana ciosów na... zero - zero! Druga połowa była już jednak inna, głównie za sprawą gości. Warta zagrała lepiej w ofensywie, już w pierwszej akcji groźny strzał oddał Ivanov, ale piłkę przed bramką wybił głową Jarosław Jach. Dwukrotnie sędzia Wojciech Myć czekał na decyzje arbitrów VAR, czy poznaniakom nie należy się czasem rzut karny po interwencjach Chodyny - do monitora jednak nie podbiegł. Warta "szalała" przez 10 minut, a później znów Zagłębie ją skontrowało. Łakomy uderzył z lewej strony bramki, ale świetnym blokiem popisał się stoper Dawid Szymonowicz. Obaj trenerzy zdecydowali się na potrójne zmiany, które miały coś wnieść do ofensywy. Wciąż nie było to wielkie spotkanie, choć i tak lepsze niż w pierwszej połowie. W 71. minucie Adam Zreľák pokazał, że może być nie tylko znakomitym egzekutorem, ale też... skrzydłowym. Słowak dorzucił idealnie w pole karne, a wbiegający Konrad Matuszewski z kilku metrów uderzył głową bardzo przeciętnie - Sokratis Dioudis nie miał problemu z interwencją. Gospodarze odpowiedzieli niecelnymi uderzeniami Tornike Gaprindaszwilego i Jakub Świerczoka, choć szczególnie ten drugi powinien przymierzyć lepiej. Kapitalny lob w ostatniej minucie. Gdyby to wpadło... Jako pierwsza piłkę meczową miała jednak w tym spotkaniu Warta. W 83. minucie kolejny z jej rezerwowych Miłosz Szczepański huknął z 25 metrów, a opadająca futbolówka trafiła w poprzeczkę. W doliczonym czasie to dwukrotnie Zagłębie mogło jednak triumfować. Najpierw Lis w świetnym stylu obronił zaskakujący strzał Chodyny, a w ostatniej akcji Łakomy popisał się kapitalnym lobem niemal z połowy boiska. Bramkarz gości zdołał jednak wrócić przed bramkę, wybić się w powietrze i zbić piłkę spod poprzeczki na rzut rożny.