Co ciekawe, piłkarz nie był wcześniej awizowany w meczowej osiemnastce. Nie pojechał również z drużyną na przedmeczowe zgrupowanie. Bartłomiej Grzelak: - Jeszcze w miniony wtorek nie mogłem nawet marzyć o występie, bo kontuzjowany bark bardzo mnie bolał. Potem jednak nastąpił przełom. W piątek rano zdecydowaliśmy, że mogę wejść na boisko na 10-15 minut. - Na boisko był pan krótko, ale wprowadził pan wiele spokoju do gry swojego zespołu. - Taki był cel tej zmiany. Miałem odciągnąć rywali od naszej bramki. Pozwolić odetchnąć obrońcom. To się udało. Wygraliśmy bardzo ważny mecz, spotkanie z gatunku tych o najwyższą stawkę. - Nie miał pan trochę obaw o bark? - Po takiej długiej przerwie takie obawy muszą być. Udało się jednak przełamać blokadę psychiczną. - Czy w następnym meczu zagra pan już od pierwszej minuty? - Nie jestem dla widzewskiego zespołu aż tak ważnym ogniwem, jak Ronaldinho dla Barcelony. Nie spodziewajcie się mnie od pierwszej minuty. - Ile minut może pan spędzić na boisku? - Myślę, że około 20-30 minut. Tak naprawdę, moja rehabilitacja jeszcze się nie skończyła. - Okres przygotowawczy przepadł panu. Ile czasu potrwa nadrabianie zaległości? - Nie zgodzę się, że przepadł. Pracowałem indywidualnie i to bardzo ciężko. Oczywiście, to nie to samo co treningi z całą drużyną. Ale nie mam aż tak dużych zaległości. Tomasz Andrzejewski, Łódź; www.widzewiak.pl