Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole Po ostatniej kolejce Ekstraklasy w lidze znowu zawrzało. Wszystko za sprawą ewidentnego błędu sędziego Tomasza Musiała, który nie zauważył gola strzelonego na 1-1 ręką przez Rafała Siemaszkę. Szef Kolegium Sędziów PZPN Zbigniew Przesmycki otwarcie przyznał, że w tej sytuacji został popełniony błąd, ale... chwalił swojego podopiecznego za prowadzenie sobotniego meczu. - Tomek Musiał sędziował bardzo dobrze. Nie zauważył ewidentnej ręki - owszem, tu nawet nie ma o czym mówić. Mówi się, że to są sytuacje oczywiste, ale z miejsca zajmowanego przez Tomka, to już nie musiało być takie oczywiste. Również pole widzenia asystenta było przesłonięte przez wbiegającego na tzw. krótki słupek obrońcę Ruchu - mówił Przesmycki, który nie przewiduje żadnej kary dla arbitra. - A jakie konsekwencje są wyciągane wobec zawodników, którzy "zawalają", przechodzą obok meczu? Tomek ma bardzo dobry sezon, ciągle się rozwija, jest ceniony przez zawodników. Nie zobaczył oczywistej sytuacji, którą powinien był widzieć, ale takie rzeczy, jak pokazuje życie, zdarzają się najlepszym - argumentował Przesmycki. Tomasz Musiał obecnie jest uznawany za najlepszego sędziego w gronie arbitrów, którzy są przydzielani do prowadzenia spotkań Ekstraklasy. Na decydującą fazę liga straciła bowiem Szymona Marciniaka, który pracuje na MŚ do lat 20 i wróci do kraju już po zakończeniu rozgrywek w Polsce. Zastępujący go w roli lidera polskich sędziów Musiał, w spotkaniu z Arką radził sobie całkiem nieźle, poza karygodnym błędem w 23. minucie gry, który na długo zapadnie kibicom w pamięć, zwłaszcza tym z Chorzowa. Ruch zapowiedział, że będzie odwoływał się do PZPN, a nawet UEFA z żądaniem powtórzenia spotkania. Biorąc pod uwagę, że obie te organizacje nie są odpowiedzialne za prowadzenie tych rozgrywek, ma jednak małe szanse na powodzenie. VAR na ratunek polskim sędziom Ratunek dla polskich sędziów ma przynieść system VAR, który od nowego sezonu pojawi się na niektórych boiskach Ekstraklasy. Prezes PZPN Zbigniew Boniek zapowiedział, że system powtórek wideo może zostać zainstalowany na razie na jednym spotkaniu wiodącym oraz dwóch losowo wybranych meczach. - Ostatnio czytałem zestawienie 22 największych błędów sędziowskich w historii futbolu a wśród nich była pamiętna ręka Maradony. I pewnie dlatego IFAB testuje system wideo wspomagania kluczowych decyzji sędziowskich. Od nowego sezonu, zgodnie z deklaracją prezesa Bońka, system ten znajdzie zastosowanie też w Polsce. Sędziowie nadal będą musieli mieć bardzo dobry warsztat, dobrze zarządzać, mylić się jak najrzadziej a w takich właśnie sytuacjach, kiedy coś im "ucieknie", będą mieli wsparcie - przyznaje Przesmycki. System VAR ma pomagać sędziom w eliminowaniu tak oczywistych sytuacji, jak ta w meczu z Arką. W przypadku jednak bardziej kontrowersyjnych wydarzeń, kiedy słuszność decyzji trudno ocenić nawet przy pomocy powtórek, wątpliwości i tak będzie musiał rozwiać arbiter. - W takich sytuacjach, jak na Arce, sprawa będzie jasna. Ten system pomoże w analizowaniu oczywistych błędów, takich jak w tym przypadku. Kiedy jednak sędzia np. podyktuje kontrowersyjnego karnego, to zgodnie z protokołem, VAR nie będzie interweniował. W systemie VAR tym dodatkowym asystentem wideo będzie albo czynny, albo były sędzia, a drugim wspomagającym go może już być sędzia asystent. Ostateczne decyzje będą jednak podejmowane, jak dotychczas, przez arbitra. Obaj dodatkowi sędziowie asystenci wideo będą wspierać sędziego korzystając ze wspomagania technologicznego - tłumaczył Przesmycki. W ostatniej kolejce sędziowie z zagranicy? Po błędach polskich sędziów zaczęły się dywagacje o powrocie do pomysłu z wymianą arbitrów z jakiegoś zagranicznego kraju. Kolegium Sędziów w 2007 roku nawiązało współpracę z Japończykami, którzy sędziowali mecze Ekstraklasy i I Ligi. Z przerwami ta współpraca była kontynuowana, a japońscy sędziowie prowadzili mecze Ekstraklasy nawet w 2014 roku. Możliwości powrotu do takiego pomysłu w przypadku ostatniej, decydującej kolejki Ekstraklasy nie widzi jednak Zbigniew Przesmycki. - Po co ktoś z zagranicy? To mogłoby zaistnieć tylko wtedy, kiedy byłyby podejrzenia o nieuczciwość. Moi sędziowie gdzieś tam latają, żeby sędziować np. finał pucharu. Są zapraszani, bo są bardzo dobrzy. Koncepcja sędziego z zagranicy jest niezasadna. Tu był ludzki błąd i co tutaj da sędzia z zagranicy? Nawet jak zaprosimy Nicolę Rizzoliego, który jest uznawany za jednego z najlepszych na świecie, to on też może się pomylić - twierdzi Przesmycki. Szef Kolegium Sędziów odniósł się także do historii sędziów w piłce nożnej i zaznaczał, że błędy w tym zawodzie są nieuniknione. -W 1863 roku po raz pierwszy pojawiły się przepisy w piłce i pojawił się sędzia. Do 1891 roku arbiter jednak pracował poza boiskiem, a na murawie pracowali dwaj rozjemcy, wytypowani przez drużyny. Od zarania mówi się, że coś trzeba zrobić, aby sędziowie lepiej, wręcz bezbłędnie pracowali. Nagle się okazało, że super trenujący zawodowcy, nadal popełniają błędy. W licznych pracach naukowych wykazano, że popełnianie błędów przez sędziów jest nieuniknione. Stwierdzono na przykład, że to co widzi oko, dociera dopiero po 0,3 sekundy do świadomości sędziego - argumentował. Ciężko jednak będzie na pewno zaakceptować takie tłumaczenie fanom związanym z Ruchem Chorzów, mając na uwadze, że to w dużej mierze błąd sędziego przekreślił ich nadzieje na utrzymanie w Ekstraklasie. Na uwadze trzeba mieć też jednak fakt, że "Niebiescy" stracili gola w 23. minucie gry i na zdobycie zwycięskiej bramki mieli później jeszcze sporo czasu. Nie zapominajmy, że Ruch w lidze nie jest w stanie wygrać spotkania od 10 meczów z rzędu. Adrianna Kmak