Podczas sobotniego treningu Marcin Kuś nagle zasłabł i zaczął się dusić. - Najszybciej zareagował Anderson. Podbiegł do kolegi i przytrzymał mu język. To uratowało Marcina. Natychmiast zadzwoniliśmy po karetkę, która zawiozła go do szpitala - opowiada Czesław Michniewicz. Wyniki przeprowadzonych natychmiast badań okazały się pozytywne. - Nie wykryto żadnej choroby. Marcin dał z siebie wszystko w meczu z Cracovią. Schodził z boiska wycieńczony. Nawet po kilku godzinach jego organizm nie zdążył się zregenerować po tak dużym wysiłku i stąd to omdlenie - wyjaśnia trener Kolejorza.