Ligowy klasyk wydawał się doskonałą sposobnością na przerwanie serii pięciu meczów bez zwycięstwa. I dokładnie z takim zamysłem Legia meldowała się na obiekcie Widzewa. Łodzianie z kolei bardziej skupiali się na tym, by kolejna porażka nie osunęła ich niebezpiecznie w rejony bezpośrednio graniczące ze strefa spadkową. Z większą determinacją spotkanie rozpoczęli goście. Już pierwszą akcję zakończyli celnym strzałem. Centrę z prawej strony uderzeniem głową sfinalizował Marc Gual, ale stojący w bramce Rafał Gikiewicz stanął na wysokości zadania, ekspediując piłkę na rzut rożny. Nerwy w obozie Legii. Klasyk przegrany, Runjaić mówi o pożegnaniu z klubem Gospodarze nie potraktowali tego ostrzeżenia zbyt poważnie i... w efekcie niebawem futbolówka trafiła do ich bramki. Gol nie został jednak uznany. Arbiter orzekł, że przed oddaniem strzału Ryoya Morishita znajdował się na pozycji spalonej. Telewizyjne powtórki potwierdziły dokładnie taki przebieg zdarzeń. Widzewiacy otrząsnęli się z letargu dopiero po kwadransie i wtedy spotkanie wyraźnie nabrało wigoru. Szansę na podwyższenie prowadzenia zmarnował Gual, z pięciu metrów posyłając piłkę wysoko nad poprzeczką. Ale groźnie robiło się także na przeciwległym polu karnym - tam dwóch dogodnych okazji na zmianę rezultatu nie wykorzystał Imad Rondić. Widzew czekał do końca. Nokautujące uderzenie, Legia już się nie podnosi Do przerwy bramki nie padły. Nie zanosiło się więc na powtórkę wyniku z rundy jesiennej. Przy Łazienkowskiej bramkarze kapitulowali czterokrotnie, a Legia wygrała wówczas zasłużenie 3-1. Widzew zaklina rzeczywistość. Na Legię w koszulkach z Ligi Mistrzów W rewanżu po mianie stron znów żwawiej na murawie poczynali sobie warszawianie. Kolejną kąśliwą próbę Guala zatrzymał jednak niezawodnie Gikiewcz. Pozostałe ataki gości kończyły się najczęściej przed "szesnastką". Po godzinie gry z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Blaż Kramer, ustępują miejsca 19-letniemu Wojciechowi Urbańskiemu. A kiedy niespełna kwadrans przed końcowym gwizdkiem Guala zastąpił Maciej Rosołek, ofensywa Legii wyraźnie wytraciła impet. A że siła ognia łodzian także była jałowa, wydawało się, że szlagier dnia okaże się ogromnym rozczarowaniem. Tymczasem stadion RTS eksplodował w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Błąd defensywy stołecznego zespołu wykorzystał Fran Alvarez i zadał cios na wagę kompletu punktów.