Nawet w sezonach, w których Lechia Gdańsk była poważnie zamieszana w walkę o uniknięcie degradacji, nie kończyła rozgrywek rundy jesiennej "pod kreską". W sezonie 2011/12 była na zakończenie roku na 12. miejscu (3 punkty przewagi nad strefą spadkową), a w 2017/18 na 11. miejscu (5 punktów przewagi nad strefą spadkową). Aby znaleźć ostatni przypadek, gdy lechiści zimę na najwyższym szczeblu spędzili w strefie zrzutu trzeba cofnąć się aż do sezonu 1984/85. 38 lat temu, w listopadzie 1984 r. gdański beniaminek, który powrócił do I ligi po 21 latach na półmetku był na przedostatnim, 15. miejscu z 12 punktami na koncie, wtedy za wygraną przyznawano 2 oczka. Co ciekawe - tak jak teraz, wówczas ostatnim meczem w roku w Gdańsku było spotkanie z Górnikiem Zabrze, tak jak teraz zostało rozegrane 18 listopada. Lechia sensacyjnie wygrała 2-1 z późniejszym mistrzem Polski. Biało-Zieloni byli wtedy w ogonie tabeli, za to na samym szczycie klasyfikacji frekwencji. Na stary stadion we Wrzeszczu waliły tłumy. Wiadomo, że wtedy frekwencję liczono metodą poślinionego palca i bardzo "na oko", ale prasa podawała, że na osiem domowych spotkań w rundzie przyszło 205 tysięcy widzów, co daje średnią ponad 25 tysięcy na jednym meczu. Następny w klasyfikacji, urzędujący mistrz kraju Lech Poznań miał średnią około 10 tysięcy niższą. Tyle historii, która jest ciekawa, ale ma ograniczony wpływ na teraźniejszość. Dziś Lechia Gdańsk ma spore szanse, by po 38 latach przerwy przezimować w strefie spadkowej Ekstraklasy. Wystarczy, że nie wygra piątkowego, zaległego meczu z Górnikiem Zabrze, a kolejne dziewięć tygodni, aż do wznowienia rozgrywek, spędzi pod kreską. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas po ostatnim meczu, aczkolwiek bez względu na jego wynik ocena rundy w wykonaniu Lechii Gdańsk będzie negatywna. Drużyna, która w poprzednim sezonie zakwalifikowała się do kwalifikacji do Ligi Konferencji, a w tym nie dała plamy w rozgrywkach europejskich, w lidze przeżywa kompletną zapaść. Zwłaszcza domowy bilans jest zatrważający - w siedmiu meczach, jedna wygrana i cztery strzelone bramki. Gdański obiekt kompletnie przestał być twierdzą, z kompletem wyjeżdżały z niego nawet Korona Kielce, która jest jeszcze niżej w tabeli i ostatnio Piast Gliwice, który dzięki temu wydźwignął się ze strefy spadkowej. O frekwencji nie będziemy nawet pisać, bo szkoda prądu - w żadnym z ligowych meczów na jesień nie przekroczyła 10 tysięcy. 19 września 2022 r. drużynę Lechii Gdańsk przejął trener Marcin Kaczmarek. Przejął drużynę rozbitą, skłóconą i na ostatnim miejscu w tabeli Ekstraklasy. W siedmiu meczach, w których prowadził drużynę, odniósł trzy wygrane i cztery razy przegrał. Dobry to bilans czy słaby? 9 punktów w ciągu dwóch miesięcy daje gdańszczanom miejsce w okolicy środka stawki za ten okres. Terminarz na pewno nie rozpieszczał nowego szkoleniowca Biało-Zielonych, bo w zestawie startowym dostał ligową czołówkę: Raków Częstochowa, Legię Warszawa i Pogoń Szczecin. Lider spod Jasnej Góry zgniótł Lechię, przeżuł i wypluł, a 0-3 było najniższym wymiarem kary. Natomiast, paradoksalnie spotkania z Legią i Pogonią, mimo przegranych po 1-2, były tymi, w których gra lechistów była najbardziej obiecująca, w myśl zasady - z lepszym, lepiej się gra. Wydawało się, że najgorsze już za drużyną Marcina Kaczmarka, jednak mecz z Piastem nie tylko znów zrzucił Lechię do strefy spadkowej, ale pokazał że dziś nie bardzo potrafi radzić sobie z rolą faworyta - drużyna kompletnie zawiodła i zagrała fatalnie. Nie pomogą zaklęcia Dusana Kuciaka, który widział w tym meczu pozytywy. Wypada się z nim zgodzić, że "lepiej być w g... teraz, niż na koniec sezonu" i współczuć, bo ostatnio nie opuszcza go pech - dwie bramki samobójcze w ciągu dwóch tygodni to jakieś fatum. Kamery na trybunach wychwyciły też kontuzjowanego Kacpra Sezonienkę, który ostatnio był w dobrej formie. Z powodu urazów nie grają sprowadzeni pod koniec okna transferowego Joeri De Kamps i Joel Abu Hanna, ale to coś więcej niż pech, bo przecież konkurencja też ma swoje problemy. Zestawienie drużyny jest odzwierciedleniem polityki kadrowej klubu przez ostatnie lata. Wiekowy i wypalony skład, w dużej mierze zagraniczny, wielu piłkarzom kończą się po sezonie kontrakty. Można na to patrzeć dwojako, bo przecież piłkarze grają najlepiej, gdy kończą im się umowy. Czy będą chcieli wiosną umierać za Gdańsk? Bo nikt chyba nie ma złudzeń, że druga część sezonu upłynie Lechii na walce o uniknięcie degradacji. Nie wierzę, że już dziś klubowe władze nie mają planu ratowania ligi i rozpoczęcia częściowej przebudowy drużyny. Maciej Słomiński, INTERIA