Dzisiaj mija 10 lat od czasu zatrzymania w policyjnej prowokacji skorumpowanego sędziego Antoniego F. W rozmowie z Interią były selekcjoner reprezentacji Polski i przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN Andrzej Strejlau opowiada o tym, jak przez długie lata próbował walczyć z rakiem zżerającym polski futbol oraz wspomina swój oryginalny pomysł na walkę z korupcją. Strejlau za kadencji prezesa PZPN Michała Listkiewicza jako pierwszy ruszył na otwartą wojnę z korupcją w polskiej piłce. Interia: W czwartek minęło 10 lat od głośnego zatrzymania umoczonego w korupcję sędziego Antoniego F. Czy po tych dziesięciu latach procesów i zatrzymań można powiedzieć, że polski futbol jest czysty? Andrzej Strejlau: - Myślę, że korupcja to taki problem w sporcie i jednocześnie w społeczeństwie, że nigdy nie poradzimy sobie z nim w stu procentach. Korupcja dotknęła przecież nie tylko Polski i naszego futbolu, ale także bardzo wielu innych krajów. - Spójrzmy na Włochy, gdzie jeszcze całkiem niedawno wybuchła afera calciopoli, w wyniku której wielkie kluby zostały surowo ukarane, a Juventusowi Turyn odebrano nawet mistrzostwa Włoch (chodziło o tytuły zdobyte w latach 2005 i 2006 - przyp. red.)! Pamiętajmy, że oskarżony o udział w procederze korupcyjnym był nawet aktualny selekcjoner reprezentacji Włoch Antonio Conte, co pokazuje skalę zjawiska. W Polsce ta skala jest dziś chyba znacznie mniejsza niż wtedy, gdy wojna z korupcją dopiero się rozpoczynała? - Z pewnością jest znacznie lepiej, polski futbol jest dziś w lepszej kondycji niż jeszcze kilkanaście lat temu. Ja sam jestem dość spokojny o te ligi, które są pod uważną "kontrolą" mediów - myślę o Ekstraklasie i 1. lidze. Ale kiedy ostatnio wziąłem do ręki gazetę i sprawdzałem wyniki i tabele niższych lig, to kilka wyników było dla mnie trochę "podejrzanych". To są jednak tylko moje obserwacje, a - jak wiadomo - siedzę już trochę z boku. - Dzisiaj kłopot polega na tym, że nie ma jak kontrolować meczów w niższych klasach rozgrywkowych. O ile jestem względnie spokojny o najwyższe ligi, to boję się, że tam, gdzie nie sięga zainteresowanie mediów i tysięcy kibiców, tam pojawia się pole do popisu dla ludzi próbujących wzbogacić się na piłce. Jak pan ocenia działania prokuratury we Wrocławiu, która zajmuje się sprawami korupcji w polskiej piłce? - Powiedzmy sobie, że skala patologii w piłce jest dziś znacznie mniejsza niż wtedy, gdy wojna z korupcją dopiero się rozpoczynała, a to ogromny sukces ludzi zaangażowanych w wojnę z tym negatywnym zjawiskiem. Ze swojej strony chciałbym im serdecznie pogratulować i jednocześnie podziękować, bo zależy mi na tym, aby polski futbol był uczciwy i transparentny. To powinna być norma, a jednak czas pokazał, że przez wiele lat tak nie było. - Ogólnie uważam, że prokuratura w ciągu ostatnich dziesięciu lat wykonała kawał dobrej roboty. Setki osób, rzetelnie przesłuchanych, niejednokrotnie potem oskarżonych i skazanych, świadczą o tym, że kiedyś meczami handlowano na potęgę. Sądzę, że dziś ten problem to tylko margines, a nie reguła. Pan próbował walczyć z korupcją już wtedy, gdy mało kto mówił o niej jako o naprawdę poważnym problemie. - Rzeczywiście, przez długie lata istnienie korupcji w polskiej piłce to była tajemnica poliszynela. Wielu o niej wiedziało, a jakoś nikt nie potrafił się zabrać za walkę z tym zjawiskiem. Ja starałem się zwalczać handlowanie meczami zarówno jako selekcjoner kadry narodowej, jak również później - jako szef Kolegium Sędziów PZPN. - Pamiętam, że na początku lat 90-tych pojechałem na spotkanie z Seppem Blatterem (dziś prezydentem FIFA - red.), wówczas sekretarzem generalnym. Podsunąłem mu wtedy pomysł, aby wprowadzić dwóch sędziów głównych, którzy w połowie meczu nie zmienialiby się stronami. Wówczas ludzie, którzy chcieliby ustawić wynik musieliby przekonać do przekrętu dwóch arbitrów, a to nie byłoby już takie proste.- Przypomnę także, że sam składałem zeznania we wrocławskiej prokuraturze (w roku 2007 - red.). Byłem pytany głównie o lata 2005-2006, kiedy wspólnie z Leszkiem Saksem odpowiadaliśmy w Kolegium Sędziów za obsadę sędziowską meczów 1. i 2. ligi. Także dzisiaj media i eksperci często krytykują pracę sędziów w Ekstraklasie. Trzeba przyznać, że arbitrom zdarzają się rzeczywiście grube błędy. Widzi pan w tym premedytację czy raczej przypadkowe wpadki? - Sędziowie oczywiście popełniają błędy i będą je popełniać, ale moim zdaniem premedytacji tu nie ma. Nie zapominajmy, że sędziowie to też ludzie, którzy mają prawo do słabszego dnia. Nie wszyscy radzą sobie być może z wielką presją, jaka towarzyszy piłkarskim meczom, ale celowości w ich działaniu bym się nie dopatrywał. - Powiedzmy sobie, że dzisiaj presja wokół sędziów jest znacznie większa niż jeszcze kilka lat temu. W telewizji każdy błąd kibice mogą obejrzeć po kilka razy w powtórkach, tymczasem sędzia musi podjąć decyzję często w ułamku sekundy. On nie może odtworzyć kontrowersyjnej sytuacji na wideo. Zresztą dziwi mnie trochę niechęć FIFA do powtórek wideo - spójrzmy jak długo zajęło choćby wprowadzenie technologii goal line. Jakie jest pana zdanie na temat osób, które brały udział w procederze korupcyjnym, a dzisiaj grają lub trenują w klubach Ekstraklasy? - To oczywiście jest problem natury moralnej. Ale moim zdaniem piłkarze, trenerzy czy działacze, którzy brali udział w korupcji, zostali skazani i odcierpieli karę, powinni mieć prawo pracować w futbolu i zrehabilitować się za dawne błędy. Podkreślam jednak, że kary za korupcję powinny być surowe, by odstraszać tych ludzi, którzy mogą kiedyś stanąć przed wyborem: sprzedać mecz czy rozegrać go uczciwie. - Moim zdaniem, grzywna nie zawsze wystarczająco odstrasza od popełnienia przestępstwa. Natomiast kara więzienia jak najbardziej. Jestem przekonany, że ludzie, którzy za ustawianie meczów trafili za kratki, nie zdecydują się na nieuczciwe zagrywki po raz kolejny. Czy istnieje prawdopodobieństwo, że korupcja w poważnej piłce powtórzy się w kolejnych latach? - Sądzę, że przez ostatnie dziesięć lat zostało zatrzymanych i skazanych tak wiele osób - w tym także ludzi, którzy w polskiej piłce mieli swego czasu bardzo dużo do powiedzenia - że sama skala zatrzymań i działań prokuratury odstraszy tych, którzy będą chcieli ustawiać wyniki meczów w przyszłości. - Powtórzę jednak raz jeszcze, że specyfika problemu jest taka, że chyba nigdy nie wyeliminujemy go całkowicie. W piłce są wielkie pieniądze, a one oznaczają wielkie pokusy. Wiele osób tym pokusom ulegało i będzie ulegać. Ważne jest to, aby korupcja pozostawała jakimś malutkim marginesem, a nie stała się główną częścią piłkarskiego krajobrazu. Bo wtedy zaczyna się patologia. Rozmawiał: Bartosz Barnaś