Jeszcze niedawno prezes bawarskiego giganta Karl-Heinz Rummenigge przekonywał, że Bayern to ta sama półka, co Barcelona czy Real, ale jest coraz więcej znaków świadczących, że niekoniecznie. Nie chodzi jedynie o niepowodzenia w minionym sezonie, w którym Bayern odpadł już w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i przegrał Puchar Niemiec. Nie można zignorować słabiutkich wyników meczów kontrolnych przed nowym sezonem, ale prawdziwym problemem mistrza Niemiec jest to, że przestaje być konkurencyjny na rynku transferowym. Z wielkich planów ściągnięcia Alexisa Sancheza z Arsenalu czy Marca Verrattiego z PSG nic nie wyszło. Bayern musiał wdrożyć wariant oszczędnościowy i nazwiska pozyskanych piłkarzy nie rzucają na kolana. Były gwiazdor Bayernu Monachium Stefan Effenberg nigdy nie owijał w bawełnę i tym razem także nie silił się na dyplomację. "Bayern nie będzie miał łatwo. Wystarczy spojrzeć, jak wzmacniają się inne kluby, wydając choćby 222 mln euro na Neymara. Jeśli Uli Hoeness mówi: 'nie, nie jesteśmy w stanie tyle płacić', to przepaść między klubami będzie rosła" - przekonywał Effenberg, którego cytuje bild.de. Trener Bayernu Carlo Ancelotti przekonuje, że jest optymistą przed nowym sezonem i na pytanie o to, kto wygra Ligę Mistrzów, odpowiedział: "Oczywiście mój Bayern". Effenberg w to wątpi. Jego zdaniem triumf w Lidze Mistrzów może być poza zasięgiem Bayernu nawet przez dziesięć kolejnych lat. "Nie, nie byłbym tym zaskoczony" - ocenił Effenberg. "Karty, dzięki swoim możliwościom finansowym, rozdają PSG, Barcelona, Real i angielskie kluby. Jeśli Bayern nie może być w tym gronie, to przepaść będzie się powiększać. A już teraz jest duża" - dowodził były niemiecki gwiazdor. Ancelotti przekonywał, że Bayern będzie głownym bohaterem we wszystkich rozgrywkach. Effenberg przypomina jednak, że w Monachium powinny włączyć się dzwonki alarmowe. "To były złe przygotowania, a wyniki meczów kontrolnych słabe" - powiedział. MZ