Nieco ponad tydzień temu Bayern Monachium podchodziłby do spotkania z SV Roedinghausen pełen napięcia. Ewentualna wpadka z czwartoligowcem w Pucharze Niemiec mogłaby trenera Niko Kovacia postawić na pozycji wylotowej z klubu. Drużyna na przełomie września i października spisywała się słabiutko. Kulminacją była ligowa porażka 0-3 z Borussią Moenchengladbach, co doprowadziło do emocjonalnej konferencji prasowej, na której obok trenera zjawili się jego szefowie Karl-Heinz Rummenigge i Uli Hoeness. Ale mecz w Osnabrueck, bo to w tym mieście Roedinghausen przyjęło we wtorek mistrzów Niemiec, dodatkowego napięcia w Bayernie nie wywoływał, bo sytuacja zdawała się być uspokojona trzema wyjazdowymi zwycięstwami z rzędu we wszystkich rozgrywkach. W innych okolicznościach Kovac nie dałby zapewne tak po prostu odpocząć zawodnikom pierwszego składu, bo mogłaby ważyć się przyszłość trenera. Na ławce usiedli np. Joshua Kimmich i Robert Lewandowski. Z powodu drobnego urazu nie grał Mats Hummels. Ale z zawodników drużyny U-23, który szkoleniowiec zabrał na mecz żaden nie wystąpił od pierwszej minuty. Jedne wszedł w końcówce. Bayern w 2000 roku odpadł w tej samej rundzie z drużyną czwartoligową i był to fundament wiary kibiców Ruedinghausen w to, że może po 18 latach ponownie zdarzy się kompromitacja Bawarczyków. Po pierwszych 13 minutach zanosiło się na pogrom. Bayern błyskawicznie przejął inicjatywę. Rywale ustawili się praktycznie w swojej "szesnastce". Bramki były kwestią czasu. Szybko zdobyli je Sandro Wagner i Thomas Mueller, który trafił z rzutu karnego. Gospodarzy, debiutujących w Pucharze Niemiec na tym szczeblu, prawdopodobnie zjadła trema, choć nie mili nic do stracenia. Kiedy do drugiego rzutu karnego w 23. minucie podchodził Renato Sanchez, który ubłagał chyba Thomasa Muellera, wydawało się, że jest po meczu. Ale Portugalczyk trafił w poprzeczkę i cień nadziei wciąż się dla graczy Ruedinghausen tlił. Powoli też zaczęło opadać stremowanie, a Bayern sukcesywnie spuszczał z tonu.. Ruedinghausen stworzyło nawet bardzo dobrą okazję do strzelenia gola. Najlepszy strzelec drużyny Simon Engelmann kopnął piłkę obok dalszego słupka. Na drugą połowę gospodarze wyszli odważniej. Podeszli wyżej do rywali i szybko zdobyli kontaktową bramkę. Linus Meyer wyprzedził obrońcę przed bramką, zamknąwszy wślizgiem dośrodkowanie Kelvina Lungi. Ale to było w zasadzie wszystko, co gospodarze mogli tego wieczoru zrobić. Drużyna Bayernu próbowała grać skrzydłami, tylko nie umiał znaleźć sposobu na szczelnie broniących się gospodarzy. Mecz toczył się w strugach deszczu. Murawa była bardzo śliska, co sprawiało niekiedy trudności w konstruowaniu akcji, gdy piłka dostawała poślizgu. Cudu więc w Osnabrueck nie było. Drużyna Niko Kovacia wygrała czwarty mecz z rzędu na wyjeździe. Chorwacki trener może być zadowolony, bo ostatnie wyniki powinny mu dać trochę spokoju po okresie krytyki ze strony mediów, choć mecz z Osnabrueck nie był dla jego zespołu zbyt trudnym testem. Bayern zrobił po prostu, co musiał, bez fajerwerków. Piotr Kwiatkowski, Osnabrueck