Po 21 kolejkach Bayern Monachium miał na koncie 54 punkty, a będący na drugim miejscu Bayer Leverkusen 46. Choć podopieczni Vincenta Kompany'ego w kolejnych meczach mają trudniejsze okresy. W ciągu ostatniego miesiąca stracili chociażby po dwa gole z Kilonią i Wolfsburgiem. Mimo tego w ostatnich siedmiu meczach w Bundeslidze zgarnęli komplet 21 punktów. Było jasne, że w sobotę o powiększenie dorobku będzie trudniej, bo w "Topspielu" Bawarczycy zmierzyli się z mistrzem Niemiec. Zespół Xabiego Alonso od początku przejął dominację na boisku. Eksperci spodziewali się tego z uwagi na styl preferowany przez hiszpańskiego szkoleniowca i fakt dużej przewagi gości w tabeli. Bayern po prostu mógł czekać na swojej połowie, ale to, co pokazał - a w zasadzie nie pokazał - w pierwszej połowie było przesadą w drugą stronę. Niech o wszystkim powie statystyka strzałów, wynosząca do przerwy 6:0 dla Bayeru. Po raz pierwszy od co najmniej 1992 roku (od wtedy dostępne są dokładne dane) monachijczycy nie oddali ani jednego uderzenia w pierwszej części gry w Bundeslidze. To coś wręcz niewyobrażalnego. Mecz Legii ledwo się zaczął, a kibice wyszli z trybun. "Gardzisz nieudacznikami" Bundesliga: Bayern Monachium nie do poznania. Był tłem w Leverkusen Gracze z Allianz Areny mieli szczęście, bo ich rywale dwukrotnie trafili w poprzeczkę. W 22. minucie zrobił to Jeremie Frimpong, a 180 sekund później Nathan Tella. Wyglądało to tak, jakby przyjezdni wręcz prosili o utratę gola. Jasne było, że z taką grą będzie bardzo trudno wywieźć choćby punkt z BayAreny. Druga połowa nie przyniosła rewolucji. Leverkusen dążyło do wyjścia na prowadzenie, a Bayern nie był w stanie złożyć nawet jednej kontry, w zasadzie nie wychodził ze swojej połowy. W 68. minucie Tella znowu był blisko, ale futbolówkę lecącą w stronę bramki wybił głową stojący metr od linii bramkowej Hiroki Ito. Kompany chciał wstrząsnąć zespołem, przeprowadzając aż poczwórną zmianę (zeszli Ito, Pavlović, Olise i Coman, a weszli Stanisić, Goretzka, Gnabry i Sane), ale nic to nie dało. Wyglądało to jak oczekiwanie na wyrok. Ten mógł nadejść w 91. minucie. "Meczbola" miał Florian Wirtz, ale z kilku metrów posłał piłkę tuż obok słupka, choć był w doskonałej sytuacji. Choć gospodarze próbowali dalej, mieli w ostatnich sekundach rzut rożny, to nie byli w stanie udokumentować tej całkowitej dominacji. Bayern przetrwał nawałnicę, mimo że był całkowicie bezradny. Status quo w tabeli się jednak utrzymał, Bawarczycy dalej mają 8 punktów przewagi i przybliżyli się do mistrzowskiego tytułu. Do końca pozostało 12 kolejek, co oznacza, że w grze jest 36 oczek. Kolejne potknięcie Realu Madryt. Czerwona kartka, rzut karny i wielkie kontrowersje