O nie najlepszych relacjach między Kucharskim a Lewandowskim wiadomo nie od wczoraj. Przez lata tworzyli znakomity duet w konfiguracji menadżer-zawodnik. W pewnym momencie ich interesy zaczęły się jednak różnić. Nastąpił rozłam - jak widać, nie tylko formalny. Najnowszy wątek ich sporu dotyczy rzekomo nieuregulowanych zobowiązań Lewandowskiego wobec niemieckiego urzędu skarbowego. Sprawę na światło dzienne wyciągnął Kucharski, a szeroko opisał ją "Der Spiegel". W tle mamy natomiast niemałe roszczenia finansowe agenta wobec zawodnika. Nie miejsce i tu pora, by rozstrzygać ich słuszność. Zresztą rozliczenia między oboma panami kibiców interesują średnio. Dla nich liczy się tylko skuteczność "Lewego" pod bramką rywala. Czy ta historia może uderzyć w sportową dyspozycję kapitana reprezentacji Polski? - Nie sądzę - uspokaja w rozmowie z Interią Listkiewicz. - Widzieliśmy, co Robert wyczyniał w ostatnim meczu ligowym. To zbyt wielka klasa, jako zawodnik i jako człowiek, żeby tego typu - nazwijmy to - ukłucia komara mogły wpłynąć na jego boiskową formę. Dziwię się tylko Kucharskiemu. Jeśli ma rację i jego roszczenia są słuszne, to właściwym miejscem, do którego powinien się udać, jest sąd. Wywlekanie prywatnych rozliczeń z fiskusem to nic innego jak donosicielstwo. I budzi mój sprzeciw. Zawsze byłem wrogiem tzw. kablowania.