Do gry po przerwie na mecze reprezentacji powróciła Bundesliga. 11. kolejkę otwarto na Allianz Arenie, gdzie Bayern Monachium podejmował Augsburg. Bawarczycy czasem grają w piątkowe wieczory, ale nie bardzo często. Tym razem jest im to na rękę, bo już we wtorek przyjmą zespół Paris Saint-Germain w 5. kolejce Ligi Mistrzów. Drużyna Roberta Gumnego (Polak dopiero wraca po urazie, zagrał w ostatnim sparingu) miała być tylko przystawką przed mistrzami Francji. Goście w dotychczasowych spotkaniach wyjazdowych zdobyli tylko 1 punkt (całościowo mając 12) i strzelili zaledwie 2 gole. Wydawało się, że będzie trudno o niespodziankę, a jednak kolejne minuty mijały, a na tablicy wyników widniało 0:0. Pierwszą połowę gospodarze zakończyli z 75 proc. posiadania piłki, przewagą 13:2 w strzałach i 5:1 w uderzeniach celnych. W najważniejszej rubryce nie zmieniało się jednak nic, mimo starań Jamala Musiali czy Joshui Kimmicha. Bayern Monachium - Augsburg. Kluczowa była 62. minuta W pierwszych fragmentach drugiej połowy podopieczni Vincenta Kompany'ego starali się mocniej nacisnąć przeciwników, Leon Goretzka trafił w poprzeczkę. Po godzinie gry Bayern miał już na liczniku 21 strzałów, a aż 7 z nich było autorstwa wspomnianego Musiali. Za chwilę los uśmiechnął się do monachijczyków. Mads Pedersen spóźnił się do dośrodkowania, a kątem oka zobaczył, że za plecami ma Harry'ego Kane'a gotowego do strzelenia gola. Wystawił rękę, którą trafiła futbolówka. Sędzia z boiska nie pokazał na jedenasty metr, ale po obejrzeniu obrazów z VAR-u podyktował rzut karny. Kane nie miał żadnych problemów i w 63. minucie trafił na 1:0. Wydawało się, że taki wynik utrzyma się do końca, ale angielski napastnik nie miał jeszcze dość. W 93. minucie wykorzystał kolejnego karnego, tym razem po faulu na samym sobie (drugą żółtą kartkę obejrzał Keven Schlotterbeck), a w 95. świetnie przyjął na czubek buta wrzutkę z lewego skrzydła i stanął sam na sam z bramkarzem. Tak opanował futbolówkę, że w drugim kontakcie mógł ją swobodnie głową wbić do odsłoniętej części bramki. To oznaczało hat-tricka. Bayern wygrał bez większych problemów, choć końcówka znacznie przypudrowała rezultat. Monachijscy kibice zawsze oczekują od swoich ulubieńców więcej niż minimalnych zwycięstw i udało się takowe uzyskać. Statystyka strzałów mówi wszystko o tym, kto dominował - wyniosła 32:2.