Juergen Klopp to człowiek o pogodnym usposobieniu. Żartuje z kibicami i piłkarzami, robi im nawet drobne figle. Podczas naszej niedawnej wizyty w Dortmundzie, zawadiacko klepnął w kark udzielającego nam wywiadu Jakuba Błaszczykowskiego, a do rozmowy z Łukaszem Piszczkiem dorzucił swoje "On jest najlepszy". Po meczu Pucharu Niemiec z Wilhelmshaven (wygrana BVB 3-0), gdy został zapytany o ocenę występu Roberta Lewandowskiego, Klopp zrugał dziennikarza: "Dlaczego pan się śmieje!?" W oderwaniu od kontekstu, pytanie to było niewinne. Obie strony - dziennikarz i Klopp wiedziały jednak, że temat Roberta Lewandowskiego staje się dla Borussii Dortmund drażliwy, po tym jak Polak oskarżył szefów BVB o to, że go oszukali. "Lewy" zaznaczył też, że z powodu niewywiązania się z obietnic klubu, podświadomie może popaść w apatię i to - siłą rzeczy - odbije się na jego postawie na boisku. Przed meczem Pucharu Niemiec z Wilhemshaven Juergen Klopp wypalił: "Dla mnie o tysiąc razy ważniejsze od tego, co mówi jest to, co Robert robi". W Wilhemshaven trener zareagował niespodziewanie ostro, rugając dziennikarza.Trener BVB szybko się jednak zreflektował i cierpliwie zaczął odpowiadać: "Myślę, że to był dobry występ Roberta. Ciężko pracował na boisku i strzelił gola" - ocenił trener, po czym dodał: "Wszystko jest okay" ("Alles okay").Niemieccy dziennikarze nie kupili jednak tego "Alles okay", zaznaczając, że gdyby w istocie tak było, to trener nie zareagowałby nerwowo na pytanie o "Lewego". Zimną krew w temacie Polaka zachowuje dyrektor sportowy Borussii Michael Zorc. "Sprawa na pewno wymaga dyskusji, ale wyjaśnimy ją wewnątrz klubu, a nie za pośrednictwem mediów" - odparł. Zamieszanie wokół Roberta z uwagą śledzi jego menedżer - Cezary Kucharski. - Władze Borussi zrozumiały, że przelewki się skończyły i teraz muszą Roberta potraktować poważnie - powiedział nam Kucharski. - Robert powiedział głośno prawdę i to ci, którzy złożyli mu obietnice nie wywiązując się z nich mają teraz problem, a nie on - dodaje Kucharski. Z naszych informacji wynika, że najpierw Borussia obiecała Polakowi zgodę na transfer do Bayernu, a później, gdy postanowiła go nie sprzedawać, gdyż straciła Maria Goetzego - zadeklarowała Robertowi podwyżkę, bez prolongaty umowy. Na razie z jednego i z drugiego wyszły nici. Lewandowski - z poborami 1,8 mln euro rocznie - plasuje się na dole listy płac Borussii, jeśli chodzi o wyjściową "jedenastkę". Jaki może być koniec tej sagi? BVB ogłosiła publicznie, że nie sprzeda "Lewego" w tym okienku transferowym. Polski napastnik 1 stycznia będzie mógł się związać obowiązującą od 1 lipca 2014 umową z nowym klubem, na zasadzie wolnego agenta. Jedyne, co może wywalczyć teraz Robert w Borussii, to podwyżka. Gdyby w europejskiej piłce obowiązywały zasady takie, jak np. w lidze NHL, sprawa byłaby formalnością. W okresie występów w New Jersey Devils (1996-2000) Krzysztof Oliwa, przy pomocy związku zawodowego (NHLPA) wywalczył w zarządzie ligi podwyżkę z 250 tys. do 800 tys. dolarów rocznie, udowadniając, że w innych zespołach zawodnicy pełniący rolę podobną do jego, mający podobne statystyki, zarabiają znacznie więcej. Liga Oliwie przyznała rację, więc Devils musieli mu dać ponad trzykrotną podwyżkę. Ani w Polsce, ani w Niemczech związki zawodowe piłkarzy nie mają takiej mocy sprawczej, jak w NHL. Dlatego są skazani na łaskę i niełaskę klubów. Autor: Michał Białoński