Z lig europejskich podczas pandemii koronawirusa nie przestała grać tylko liga białoruska - zobacz TUTAJ. Z liczących się Bundesliga jest pierwszą, która startuje po wymuszonej przez wirusa pauzie. Mecze będę rozgrywane bez udziału publiczności, a przecież liga niemiecka jest tą, na którą chodzi najwięcej kibiców, więcej niż w Anglii czy Hiszpanii. W bieżących rozgrywkach średnia widzów na meczu to 43 300 osób. Domowe spotkania dwóch klubów będących na szczycie tabeli po 25 kolejkach, Bayernu Monachium i Borussii Dortmund, przyciągają średnio odpowiednio: 75 tysięcy i ponad 81 tysięcy kibiców. Jakie to uczucie, grać bez fanów? Zapytaliśmy Uliego Hesse, autora bestsellerowych historii wyżej wymienionych klubów: "Borussia Dortmund. Siła żółtej ściany" oraz "Bayern. Globalny Superklub": - Najlepiej podsumował to mój syn: czujemy się jakby zaraz miały zacząć się mistrzostwa świata, każdy kibic zna to uczucie, gdy długie oczekiwanie dobiega końca i można bez końca poświęcić się pasji. Jednak coś jest nie tak - futbol bez publiczności to zupełnie inny sport niż z kibicami na stadionie - wyjaśnia dziennikarz. Trudno się z nim nie zgodzić. Hesse nie podejmuje się wytypować, kto będzie mistrzem w tym nietypowym sezonie. Prywatnie jest fanem BVB więc trzyma kciuki za Łukasza Piszczka i jego kolegów klubowych. "Żółto-czarni" są cztery punkty za Bayernem, który wygrał siedem poprzednich sezonów Bundesligi. Rozterek Hessego nie podziela Sławomir Wojciechowski, zawodnik Bawarczyków w latach 2000-1: - Bez patrzenia w tabelę, stawiam, że Bayern będzie mistrzem - popularny "Wojciech" zaistniał w monachijskich barwach jedynie symbolicznie: w lidze wystąpił trzy razy, raz w Lidze Mistrzów, dwa razy w Pucharze Niemiec i raz w Pucharze Ligi. - Przygotowałem grunt Robertowi Lewandowskiemu, zrobiłem dobrą reklamę naszemu krajowi - żartuje Wojciechowski, który dziś jest dyrektorem Akademii Lechii Gdańsk. - Mówiąc bardziej serio to w Bayernie wiedzieli, gdzie leży Polska. Przeciwnie w Szwajcarii, gdzie grałem wcześniej. Gdy jechałem z Aarau na święta do Polski pytali zatroskani: - Serio chcesz jechać samochodem? To nie jest za daleko? Lewandowski ma już 227 bramek w lidze niemieckiej na koncie. W klasyfikacji bundesligowych strzelców wszech czasów zajmuje trzecie miejsce, za Klausem Fischerem, który trafił do siatki 268 razy i legendarnym Gerdem Muellerem, który zdobył 365 goli. Obaj wystąpili na niemieckich murawach o wiele więcej razy niż nasz Robert. W pierwszym meczu po pandemicznej przerwie Bayern zmierzy się na wyjeździe z Unionem Berlin. Większość ekspertów skazywało klub mający korzenie w NRD na spadek, ale absolutny beniaminek póki co trzyma się dzielnie, zajmując 11. miejsce, aż 12 punktów nad strefą spadkową. Lewandowskiego w bramce berlińczyków będzie starał się powstrzymać bramkarz Rafał Gikiewicz, który dotychczas wystąpił we wszystkich 25 ligowych meczach Unionu. Popularne przysłowie mówi, że "lepsze jest wrogiem dobrego", mimo to berlińczycy nie przedłużą z bramkarzem wygasającego z końcem sezonu kontraktu. Dlaczego? - Gikiewicz to postać już niemal kultowa wśród fanów Unionu. Wydaje się jednak, że klub nie jest w stanie zapewnić mu kontraktu jakiego on by chciał - dlatego strony się rozstają - wyjaśnia Uli Hesse. Niespodziewanie w niemieckiej stolicy to na razie skromny Union ma więcej punktów od mającej mocarstwowe ambicje Herthy. Trener Juergen Klinsmann pod koniec okna transferowego sprowadzał za 24 miliony euro do stolicy Niemiec naszego Krzysztofa Piątka. W międzyczasie zmienił się trener, teraz Herthę prowadzi Bruno Labbadia. "Il Pistolero" w sześciu meczach ligowych w Niemczech trafił na do tej pory raz. Na Instagramie Piątek zapewnia, że jest gotowy, ale Wojciechowski ma wątpliwości: - Stara sportowa prawda mówi, że łatwiej jest na szczyt wejść niż na nim pozostać. Eksplozja talentu Piątka była nagła i niespodziewana. Kto wie czy nie lepszy byłby bardziej harmonijny rozwój? Poza tym nie wiem, czy przeżywająca ciągłe wstrząsy Hertha to dobre miejsce rozwoju dla Piątka, który potrzebuje stabilizacji - rozważa były pomocnik Bayernu. Po Lewandowskim, Piszczku, Gikiewiczu, Piątku, polski kwintet uzupełnia napastnik Dawid Kownacki z Fortuny Dusseldorf. Były zawodnik Lecha Poznań jest najmniej pewny gry ze wszystkich Polaków w pierwszej powirusowej kolejce, gdyż jest po poważnej kontuzji. Jego Fortuna plasuje się na 16. miejscu czyli w strefie barażowej. W sobotę o 15.30 drużyna Kownackiego zmierzy się u siebie z outsiderem tabeli SC Paderborn i jeśli chce się w lidze utrzymać, ten mecz musi wygrać. Maciej Słomiński