"Lewy" ma za sobą niewiarygodny sezon, który zakończył z 55 bramkami na koncie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. W tym aspekcie nie miał sobie równych. Zestawienie najskuteczniejszych strzelców z czołowych lig Europy w minionych rozgrywkach można podsumować następująco: Lewandowski - długo, długo nic - reszta stawki. Polak przegrał wprawdzie z Ciro Immobile rywalizację o Złotego Buta (przyznawanego za osiągnięcia strzeleckie w rozgrywkach ligowych), lecz jeśli chodzi o gole strzelone na wszystkich frontach, zostawił go daleko w tyle, wyprzedzając o 16 trafień. Drugi w rankingu Cristiano Ronaldo zdobył aż 18 bramek mniej. Lewandowski ma prawo patrzeć na wszystkich z góry, uważając przy tym, by nie strącić ze swej głowy potrójnej korony króla strzelców. Polak był najskuteczniejszym snajperem w Bundeslidze, Lidze Mistrzów i Pucharze Niemiec, triumfując z Bayernem we wszystkich tych rozgrywkach. Jak "Lewy" zdołał wspiąć się na ten poziom? Pomogło mu w tym zastosowanie "taktyki króla Midasa". Złoty dotyk "Lewego" W polu karnym rywala "Lewy" uruchamia instynkt snajpera i zamienia się w śmiertelnie niebezpiecznego dla rywala drapieżnika. Cel jest jeden - zdobyć gola, pakując piłkę do siatki bez zbędnej zabawy i skrupułów. Z każdym sezonem repertuar zagrań kapitana polskiej kadry jest coraz bardziej różnorodny. W rozgrywanym w listopadzie ubiegłego roku w Warszawie meczu ze Słowenią, Lewandowski zaskoczył wszystkich kapitalną akcją indywidualną - przedryblował kilku rywali, pokonując samotnie z piłką niemal pół boiska i wpadł w pole karne, popisując się kliniczną precyzją przy wykończeniu. Był to jednak niecodzienny gol "Lewego", który słynie z bezwzględnego finalizowania akcji tuż pod bramką rywala, po dograniu partnerów. Jeśli przeanalizujemy jego wszystkie 55 bramek w barwach Bayernu w ubiegłej kampanii okaże się, że aż 41 z nich (czyli około 75 procent) padło po uderzeniach z tzw. "pierwszej piłki", bez przyjęcia. Kolejne 11 (20 procent) to gole zdobywane przy dwóch kontaktach z futbolówką, gdy tylko optymalnie ją sobie ustawiał, po czym posyłał do siatki. Tylko trzykrotnie częściej dotykał piłki przed "zadaniem ciosu". Znamienna jest sytuacja z finału Pucharu Niemiec. "Lewy" niezbyt dokładnie przyjął dalekie podanie od Manuela Neuera, był w znacznej odległości od bramki i miał przed sobą tylko jednego obrońcę. Mimo to nie wdał się w drybling. Natychmiast oddał strzał i - przy odrobinie szczęścia, a może raczej dzięki niefortunnej interwencji golkipera - mógł cieszyć się z gola, podwyższając wynik na 3-0. Pole karne - królestwo Lewandowskiego Jak każdy król, "Lewy" ma swój rewir, w którym panuje niepodzielnie. W jego przypadku jest to - a jakże - pole karne. 52 gole (ok. 95 procent) snajpera Bayernu padły po strzałach oddanych w obrębie "szesnastki", w tym 14 (ok. 25 procent) po uderzeniach z pola bramkowego. Lewandowski strzelił tylko trzy gole z dystansu. Poza wspomnianym trafieniem w finale Pucharu Niemiec była to także bramka z rzutu wolnego w meczu z Schalke 04 oraz gol w meczu Ligi Mistrzów z Tottenhamem, gdy uderzał tuż sprzed linii pola karnego. Siedem bramek padło po rzutach karnych - ich egzekucję nasz reprezentant doprowadził niemal do perfekcji.