W ciągu trzech tygodni sytuacja zmieniła się diametralnie. Po nieoczekiwanym remisie z Fortuną Dusseldorf u siebie, który z kolei nastąpił po prestiżowej porażce w Dortmundzie i innym remisie z Freiburgiem, Bawarczycy mieli fatalny okres. Pozycja trenera Kovacza była poważnie zagrożona, bo wydawało się, że nie jest to człowiek, który potrafi natchnąć drużynę w trudnym momencie. A jednak od tego czasu wszystko się zmieniło. Początkiem zmian był pogrom Benfiki w Lidze Mistrzów (5-1), po którym nastąpiły dwie przekonujące wygrane w Bundeslidze (Werder 2-1, Nurnberg 3-0). Podział punktów w tym tygodniu w Amsterdamie można uznać za wypadek przy pracy (3-3), ale już zwycięstwo nad Hannowerem - trzecie z rzędu na niemieckich boiskach - nie zostawia złudzeń. Bayern, skazywany niedawno na gorszy sezon, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Niemała w tym zasługa Roberta Lewandowskiego. Polak dołożył swoją cegiełkę w Hannowerze, choć gdyby strzelił nie jednego, ale trzy-cztery gole, byłoby... bardziej normalnie. Bo okazje były wyborne. Szczególnie sytuacja z ostatniej minuty, gdy miał przed sobą pustą bramkę, będzie mu się pewnie śniła po nocach. W ten sposób "Lewy" tylko zrównał się z najgroźniejszymi obecnie rywalami do tytułu króla strzelców - Paco Alcacerem i Luką Joviciem. Wszyscy mają po 10 trafień. A jeśli Bayern wraca do gry, to również dlatego, że w Hoffenheim potknęła się Borussia Moenchengladbach, remisując tylko 0-0. Nieco więcej zadowolenia ma też inny z Polaków w Bundeslidze - Marcin Kamiński. Jego Fortuna Dusseldorf wygrała u siebie z Freiburgiem 2-0. Korzyści są dwie: Polak zanotował asystę przy jednej bramce i nie jest już na ostatnim miejscu w tabeli. RP Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Bundesligi