Sebastian Staszewski, Interia: - Od dwóch lat pracujesz jako trener, w tym od półtora roku jako koordynator grup juniorskich w Borussii Mönchengladbach. Jak odnajdujesz się w pracy szkoleniowca? Eugen Polanski: - Bardzo mi się to podoba, chociaż... w ogóle nie mam wolnego czasu. Dziś na przykład przyjechałem do klubu o 10 i będę tu siedział do późnej nocy. Natomiast niedawno wróciłem z Ameryki. Pomagałem tam w formalnościach naszemu nowemu piłkarzowi Joe Scally’emu, którego kupiliśmy z New York City. Chłopak dopiero niedawno osiągnął pełnoletniość i mógł dołączyć do pierwszej drużyny Borussii. Najpierw poleciałem więc do Waszyngtonu, później do Nowego Jorku, potem wróciłem do Niemiec. Przez ostatnie dwa tygodnie w USA spędziłem aż dziewięć dni.Jak w ogóle trafiłeś do Borussii?- Niedługo po powrocie ze Szwajcarii, gdzie pracowałem przez dwa miesiące, zadzwonił dyrektor sportowy Max Eberl i zaproponował posadę asystenta Dietera Heckinga, czyli trenera drugiej drużyny.Niedługo później zastąpiłeś Otto Addo, który przeniósł się do Borussii Dortmund. - Dokładnie tak. Zostałem koordynatorem grup U-17, U-19 i U-21. Odpowiadam za najbardziej utalentowanych piłkarzy, również tych włączonych do kadry pierwszej drużyny. Obserwuję ich rozwój, pomagam w komunikacji. W Hoffenheim pracowałeś z Julianem Nagelsmannem, jednym z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia. Wcześniej trenowali cię tacy fachowcy jak Jupp Heynckes, Jos Luhukay, Míchel, Thomas Tuchel... Podstawy teoretyczne do pracy masz bardzo solidne. - Obecnie bacznie przyglądam się pracy Marco Rose. To świetny trener. Co ciekawe, spotkaliśmy się kiedy byłem w 1. FSV Mainz. Co prawda nie graliśmy nigdy w jednym meczu, ale wspólnie trenowaliśmy. Wcześniej byłeś krótko asystentem Petera Zeidlera w FC St. Gallen. Nie chciałeś pozostać w Szwajcarii?- Chciałem, ale na dłuższą metę nie miało to żadnego sensu. W przeciwieństwie do Niemców, Szwajcarzy wymagali licencji UEFA A nawet od asystentów. A ja tej licencji wówczas nie miałem. Mogłem więc prowadzić treningi, ale tylko te zamknięte. Przed wylotem drużyny na zgrupowanie do Hiszpanii klub dostał maila od federacji. Pytali, czym się zajmuję i czy prowadzę treningi. Formalnie nie mogłem tego robić, więc uznaliśmy, że to bez sensu. Nie pojechałem do St. Gallen siedzieć w biurze.Obecnie posiadasz trenerską licencję DFB-Elite. Co z licencjami UEFA?- Jestem w trakcie kursu UEFA A, do zaliczenia został mi tylko ostatni, pięciodniowy zjazd. Licencję miałbym już w kieszeni, ale wszystko pokrzyżował koronawirus. Kiedy skończę kurs, będę mógł pracować w klubach do IV ligi włącznie. Później chcę iść na kurs UEFA Pro. W Niemczech wymagają rocznej przerwy pomiędzy zakończeniem UEFA A, a rozpoczęciem UEFA Pro, więc rozważam zapisanie się na kurs w Anglii albo... Polsce. Jakie masz trenerskie ambicje?- Docelowo chcę być pierwszym trenerem, pracować z seniorami. Mój kontrakt z Borussią obowiązuje jeszcze przez półtora roku, ale za sześć miesięcy będę chciał poważnie pomyśleć o swojej przyszłości.Chciałbyś kiedyś poprowadzić klub w PKO BP Ekstraklasie? Nigdy nie zagrałeś w niej jako piłkarz...- Dlaczego nie? Jestem otwarty na różne pomysły. Język znam, cały czas mam kontakt z Polską. To byłoby duże wyzwanie. Ktoś może powiedzieć, że brakuje mi doświadczenia, ale przecież kiedyś trzeba zacząć. Na przykład w poniedziałek mój serdeczny kolega Bo Svensson, który niedawno pracował w drugoligowym austriackim FC Liefering, został trenerem Mainz. A jest starszy ode mnie tylko o kilka lat. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!