Niespełna 30-letni zawodnik zdobył w lidze 13 goli, trzy dodał w krajowym pucharze, a jedną w Lidze Mistrzów. Jego powrót na boisko ma się przełożyć na odzyskanie impetu przez lidera tabeli, którego wiosną dotknął dość niespodziewany kryzys. Nie wiadomo, czy Reus pojawi się w podstawowej jedenastce, czy zacznie na ławce rezerwowych, bo Borussia ma w perspektywie wtorkowy rewanż z Tottenhamem Hotspur w 1/8 finału Champions League. W Londynie przegrała 0:3. "Musimy porozmawiać z lekarzem. Zdecydujemy w ostatniej chwili" - przyznał trener BVB Lucien Favre. Oprócz porażki na Wembley, bez Reusa dortmundczycy dwukrotnie zremisowali w lidze i ich przewaga nad drugim w tabeli Bayernem Monachium stopniała do trzech punktów. "Dla nas on jest tak ważny, jak Messi dla Barcelony" - obrazowo wytłumaczył szef klubu Hans-Joachim Watzke, a były gracz i trener Borussii, a obecnie ekspert Eurosportu Matthias Sammer dodał: "W tym momencie nie ma dla niego odpowiedniego zastępstwa. Dlatego właśnie jest niezbędnym elementem, by drużyna wygrywała". W ekipie gości ponownie zabraknie natomiast Łukasza Piszczka, który od kilkunastu dni zmaga się z urazem pięty i nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa jego przerwa w grze. Powrót Reusa jest ważny także dlatego, że walczący o utrzymanie zespół z Augsburga, który wygrał tylko jedno z ostatnich 14 spotkań, raczej skupi się na defensywie. "Musimy do minimum ograniczyć rywalom swobodę operowania piłką, bo Borussia jest najgroźniejsza, gdy jest w jej posiadaniu" - ocenił trener gospodarzy Manuel Baum. Favre ucina dyskusję o rewanżu z Tottenhamem w Lidze Mistrzów czy rywalizacji z Bayernem o mistrzostwo Niemiec. "Nie wybiegamy w przyszłość ani o minutę do przodu. Liczy się tylko Augsburg. Na tym się koncentrujemy" - dodał szwajcarski szkoleniowiec, który przyznał, że ten etap sezonu to nie czas, by kogoś oszczędzać na kolejne mecze. Jego kolega po fachu z Augsburga ma zupełnie inne problemy, bo holenderski obrońca Jeffrey Gouweleeuw i najlepszy strzelec Islandczyk Alfred Finnbogasson są kontuzjowani, a angielski defensor Reece Oxfrod musi pauzować za czerwoną kartkę. Kibice 15. drużyny tabeli liczą, że w piątek ponownie zadziała zasada, iż najsilniejszym rywalom piłkarze potrafią się przeciwstawić. W pierwszej rundzie w Dortmundzie dwukrotnie prowadzili, by ostatecznie przegrać 3:4, a niedawno ulegli u siebie w derbach Bawarii Bayernowi 2:3. "Idzie nam słabo, ale udowodniliśmy już kilka razy w tym sezonie, że nikogo się nie boimy" - zaznaczył Baum. Teoretycznie dużo trudniejsze zadanie niż lidera czeka w tej kolejce ekipę z Monachium - zespół Roberta Lewandowskiego w sobotę zagra w Moenchengladbach z trzecią w tabeli Borussią, z którą u siebie przegrał 0:3. W poprzednich czterech sezonach Bawarczycy wygrali na tym terenie tylko raz. Mimo różnych wpadek, wielu ekspertów uważa, że Bayern jednak w końcu dogoni dortmundczyków. Przemawiać ma ją za tym szersza kadra oraz bardziej doświadczony skład (średnia wieku 27 wobec 25 w Dortmundzie). Na razie trenerowi Niko Kovacowi przygotowania do sobotniej potyczki utrudniały problemy zdrowotne piłkarzy - obaj bramkarze Manuel Neuer i Sven Ulreich oraz obrońca Mats Hummels zmagali się z grypą, a polskiemu napastnikowi i Francuzowi Franckowi Ribery'emu we znaki dała się żołądkowa odmiana tej choroby. Moenchengladbach w trzech ostatnich kolejkach powiększyło dorobek tylko o punkt i strata do monachijczyków wzrosła do ośmiu. Wciąż jednak miejsce w czołowej czwórce, gwarantujące udział w następnej edycji Champions League, wydaje się dość bezpieczne. Dwa ostatnie występy przed własną publicznością zakończyły się porażkami Borussia 0:3. "Zapłaciliśmy za otwarty, ofensywny futbol i brak skuteczności. Mieliśmy mnóstwo okazji, by w tych meczach objąć prowadzenie, ale je zmarnowaliśmy, a później +gonić+ wynik było bardzo trudno" - ocenił szwajcarski napastnik Josip Drmic. Jego zdaniem, w sobotę on i koledzy nie będą mieć nic do stracenia. "Chcemy zrehabilitować się w oczach własnych fanów. A co możemy im dać lepszego niż zwycięstwo nad Bayernem? To taki rywal, że nawet jak przegramy po zaciętej walce, to kibice nam wybaczą. Zatem nie mamy nic do stracenia, a wiele do zyskania" - tłumaczył. pp/ sab/