Spotkania jednej z najlepszych lig świata transmituje Eurosport2. Zobacz terminarz Bundesligi! Szczegółowy program Eurosportu 2 najdziesz tu! "Pozycja Guardioli w Bayernie gwałtownie słabnie" - można było wyczytać w prasie hiszpańskiej nazajutrz po porażce Bayernu w Superpucharze Niemiec. Na poparcie tej tezy plotkowano, że piłkarze nie rozumieją nowego ustawienia 4-1-4-1, a już popadają w kompletną dezorientację, gdy nowy trener stosuje ustawienie z "fałszywym napastnikiem". Czy można takie doniesienia traktować poważnie, czy jedynie jako dowód, że Bundesliga stała się produktem nie tylko sportowo, ale i marketingowo silnym, by na bieżąco informować o niej nawet tych, którzy przez lata tkwili w skansenie rywalizacji Barcelony z Realem Madryt? Ruszające dziś rozgrywki niemieckie dają się sprzedać w Europie na wiele sposobów. Nie tylko jako solidne kopanie piłki na nowoczesnych stadionach wypełnionych po brzegi kibicami, albo rywalizację klubów wzorowo zarządzanych. Wyobraźnię kibica rozgrzewają gwiazdy, a tych w Niemczech jest teraz niemal tyle samo, co w Anglii i Hiszpanii. Nie tylko w Bayernie, który w ostatnich czterech sezonach aż trzykrotnie meldował się w finale Ligi Mistrzów. Każdy kibic w Europie będzie śledził z ciekawością, jak człowiek, który wyniósł Barcelonę i "La Masię" na szczyty, poradzi sobie w nowym miejscu pracy? Zapewne nikt z kolegów po fachu nie zazdrości Guardioli presji, która spada na niego w Monachium. Kiedy podpisywał kontrakt w grudniu 2012 roku szefowie Bayernu mogli przypuszczać, iż wygrana batalia o zatrudnienie Pepa z Manchesterem City i Chelsea, to nobilitacja dla ich klubu i całej ligi. Dziś to raczej Guardiola musi dorosnąć do roli następcy Heynckesa. Na odchodne zanotował on z bawarską drużyną najlepszy sezon w jej historii, jakiego nie przeżyli nawet starzy giganci Franz Beckenbauer i Uli Hoennes. Katalończyk podszedł do sprawy profesjonalnie, już na prezentacji mówił po niemiecku i na dokładkę czterema innymi językami. Pierwsze starcie z Juergenem Kloppem na boisku przyniosło mu jednak rozczarowanie, a wszystkim innym nadzieję, iż zmagania o mistrzostwo Niemiec nie muszą być dyktatem Bawarczyków. Bayern odebrał Borussii Mario Goetzego, to jednak za mało, by rywalizacja na boisku straciła sens. Póki co wracający po kontuzji 21-letni piłkarz musi się bić o podstawową jedenastkę w Bayernie. Konkurencja jest ogromna, obok Robbena i Ribery’ergo na skrzydłach, w środku są Thiago, Kroos i Thomas Mueller, czyli same jednostki wybitne. Zatrzymanie Roberta Lewandowskiego kosztem straty 25 mln euro było według mnie dowodem, że klub z Dortmundu ostatecznie przestał traktować siebie, jako zabawki w rękach możnych futbolu. Borussia pobiła swój klubowy rekord transferowy sprowadzając Henricha Mchitariana za 28 mln euro. Ormianin nie tylko nie musi być gwiazdą, ale będzie zobligowany do ostrej walki o podstawowy skład, gdzie miejsca nie odda łatwo Kuba Błaszczykowski. Co można poprawić po Heynckesie? Guardiola będzie chciał uczynić grę Bayernu bardziej kombinacyjną. Stąd Bastian Schweinsteiger, który u poprzednika grał w parze z Javim Martinezem, pozostanie teraz sam przed czwórką obrońców. Fałszywym napastnikiem ma być Mueller, choć Katalończyk jeszcze nie jest pewny, czy ten zabieg taktyczny przyjmie się w Bawarii. Jeśli nie, klasycznym środkowym napadu będzie Mario Mandżukić. Co można poprawić w Borussii? Klopp będzie ustawiał zespół z dwoma defensywnymi pomocnikami, obok Bendera ma grać Nuri Sahin odrodzony po nieudanym epizodzie w Madrycie. Stąd rewelacja ubiegłego sezonu Gundogan zostanie przesunięty do przodu za plecy Lewandowskiego. Oczywiście to wariant podstawowy, trener Borussii ma przecież szeroką kadrę, a sezon jest długi. Kontuzjowanego Łukasza Piszczka zastąpi Kevin Grosskreutz. Jeśli Klopp zdoła obrzydzić życie Guardioli, tak jak w zeszłym sezonie Jose Mourinho, nie uniknie w swoim zawodzie statusu gwiazdorskiego. Ewentualny następny klub będzie mógł wybrać sobie sam. Oczywiście wścibskie oczy mediów będą skierowane na Roberta Lewandowskiego. Trudno uwierzyć, by Polak, który wspiął się na szczyt (piąte miejsce w plebiscycie na gracza sezonu UEFA), tracił siły i skupienie na zbyt długie rozpamiętywanie niedoszłego transferu do Bayernu. Jeśli zaliczy kolejny wielki rok w Borussii, będzie mógł, jako wolny zawodnik, podpisać kontrakt życia. Najpierw jednak wypada potwierdzić, iż ten cud, którego dokonał przede wszystkim w półfinale Champions League, może mieć dalszy ciąg. W ostatnich trzech sezonach piłkarze z Dortmundu wyleczyli się z obezwładniającego zespoły Bundesligi kompleksu Bayernu. Dwa razy odebrali mu tytuł, nawet w poprzednich rozgrywkach, gdy Bawarczycy osiągnęli szczyt szczytów, dotrzymywali im kroku. Borussia to dziś drużyna gotowa i doświadczona. Bez niej rozgrywki w Niemczech, mimo rekordów frekwencji i doskonałych wyników ekonomicznych, byłyby teatrem jednego aktora. Bayer Leverkusen, Schalke, Stuttgart i reszta nie stanowią siły zdolnej straszyć bawarskiego kolosa. Chyba, że przeszczep katalońskiej myśli szkoleniowej do Monachium okazałby się totalną klapą, co wydaje się jednak bardzo mało prawdopodobne. Do niedawna Bundesliga była dla postronnego kibica wyścigiem Bayernu z kimś tam. Raz był to Werder, raz Wolfsburg, raz Stuttgart, które po jednym świetnym sezonie, trzeba było budować od nowa. Klub z Dortmundu, mimo ograniczeń finansowych, rośnie w siłę. Nikt w Bawarii nie powie, iż gwiazdy FC Hollywood same są dla siebie jedynym przeciwnikiem. Tak jak Klopp dorasta zawodowo do Guardioli, tak jego piłkarze do pięciokrotnego triumfatora Pucharu Europy. Jeśli upojony triumfami Bayern zwolni w stosunku do ubiegłego sezonu choć o pół kroku, natychmiast poczuje oddech rywala na plecach. Patrząc na światową popularność klubów mierzoną na przykład liczbą fanów na portalach społecznościowych, zespoły z Niemiec są oddalone od czołówki o lata świetlne. Nawet Bayern. Pragmatyzm kazał szefom zespołów Bundesligi skupiać wszystkie siły na wynikach sportowych i finansowych zapominając o "fajerwerkach" będących magnesem showbiznesu. Pojedynek Kloppa z Guardiolą to coś, co da Bundeslidze medialnego kopa. Niemcy nie oglądają się już na wyprzedzoną Serie A, spoglądają na Premier League i Primera Division. Tonąca w długach, bronąca w monopol madrycko-barceloński liga hiszpańska wydaje się kolejnym realnym celem.