Radosław Nawrot, Interia: Lotthar Matthäus powiedział, że mecze Bayernu Monachium z Borussią Mönchengladbach to nie jest jeden z klasyków niemieckiego futbolu. To jest ten właściwy klasyk. Myślisz, że z punktu widzenia historii Bundesligi - największy? Tomasz Urban, Eleven Sports: - Niemcy mają w lidze kilka prestiżowych rywalizacji, ale nie mają takiego niekwestionowanego klasyka, jak Szkoci czy Hiszpanie, co do którego wszyscy byliby zgodni. Tym niemniej mecz Gladbach-Bayern to starcie dwóch klubów, które nadawały kierunek Bundeslidze przez całą dekadę lat 70. Bundesliga jest ligą stosunkowo młodą, istnieje dopiero od 1963 roku i do momentu, kiedy zaczęła się rywalizacja obu klubów, nikt nie potrafił ugruntować w niej swojej pozycji na dłużej. Ich rywalizacja w latach 70. to była walka klas. Nowobogaccy z wielkiego miasta kontra plebejusze z prowincji. Opisywano ją przy pomocy różnych analogii. Pisano, że Bayern to Beatlesi, a Gladbach - Stonesi. Dziś wartość sportowa tego pojedynku nieco spadła, ale w ujęciu historycznym to mecz, który chyba najprędzej zasługuje na miano klasyka. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Dla wielu nieco młodszych kibiców Borussia Mönchengladbach nie brzmi jak potęga Bundesligi. Nawet nie pochodzi ona z jakiegoś wielkiego miasta. A przecież to jeden z fundamentów tej ligi, do dzisiaj zdobywca pięciu tytułów. Jakie jest miejsce Gladbach w historii piłki w Niemczech? - Pięć tytułów mistrza kraju, trzy zdobyte puchary i dwa europejskie trofea. Dorzućmy do tego wiele gwiazd niemieckiej czy europejskiej piłki, które przewinęły się przez Borussię i które ten klub albo wychował, albo wypromował. Borussia miała potężny wpływ na rozwój całej niemieckiej piłki. I ma zresztą do dziś, przez wzgląd na swój profil i politykę prowadzoną przez Maksa Eberla i Stephana Schippersa, który od ponad 20 lat troszczy się o finanse klubu i robi to w sposób znakomity. Gladbach to klub prowadzony z pomysłem, który nie żyje na kredyt. Wydaje tylko to, co zarobi, a w budżecie rocznym nie planuje ewentualnych sukcesów sportowych. Jego szefowie nie dają się omamić gigantomanii, w chwilach hossy przypominają o 2011 roku, kiedy to wygrali baraże o utrzymanie w lidze z VfL Bochum i narodzili się praktycznie na nowo (do tego wydarzenia nawiązuje jedno z głównych haseł klubu, czyli "wiemy, gdzie są nasze korzenie"), do wszystkiego dochodzą krok po kroku. Pieniądze inwestują nie tylko w nowych piłkarzy, ale także w infrastrukturę, czyli w Beine und Steine (w nogi i w kamienie), jak to zwykł mawiać Eberl. Parę lat temu mogli tylko marzyć o tym, by ścigać się z Schalke. Dziś mają praktycznie ten sam budżet płacowy, a dyrektor sportowy S04 otwarcie mówi w mediach, że Gladbach powinno być drogowskazem i punktem odniesienia dla jego klubu. Trudno o większy komplement dla pracy, jaką przez ostatnie lata wykonała w klubie wspomniana wcześniej dwójka. Nie kryję, że kibicuję Gladbach, a moje początki fascynacji tą drużyną to połowa lat osiemdziesiątych, gdy grał z nią Lech Poznań. BMG była wtedy siłą schodzącą, ale zagłębiłem się w jej historię i aż otworzyłem oczy. Co to był za zespół! Powiadano o nim, że w dziejach Bundesligi nie znajdziemy zespołu tak szalonego jak Borussia z lat siedemdziesiątych. - To prawda. Borussia była w tamtym okresie uosobieniem świeżości, polotu, tęsknoty za czymś nieuchwytnym. To z tamtego okresu pochodzi przydomek "Źrebaki", który podkreślał charakterystyczny styl gry zespołu, czyli błyskawiczne przechodzenie z obrony do ataku. Kontra to coś, co właściwie od zawsze jest niejako wpisane w DNA tego klubu. A jeśli mówisz o tym, że był to szalony zespół - no, był szalony, bo pełno w nim było szalonych osób. Wystarczy wspomnieć chociażby Guentera Netzera i legendarny finał Pucharu Niemiec z 1973 z 1. FC Köln, kiedy to pokłócony z trenerem Weisweilerem Netzer odmawiał wejścia z ławki na plac gry, aż w końcu w dogrywce wszedł samowolnie na boisko za Christiana Kulika i strzelił decydującego gola na 2-1. Sam Weisweiler to też niezwykła dla niemieckiej piłki postać. Absolutnie nietuzinkowy trener. Tak, Gladbach na tym swoim szaleństwie rzeczywiście tylko zyskiwała na sympatii nie tylko w Niemczech, ale i w całej Europie. Niewiele innych klubów Bundesligi dostarczyło też tyle gwiazd i reprezentantów niemieckiej piłce reprezentacyjnej. Heynckes, Netzer, Bonhof, Vogts, Rahn, Stielike, wspomniany Matthaus. Chyba nie wszyscy pamiętają, że ci piłkarze mieli Borussię Mönchengladbach w życiorysie? - Można by tak wymieniać w nieskończoność, ale ja wspomnę jeszcze tylko o trzech nazwiskach - Allan Simonsen właśnie w barwach Gladbach sięgnął w 1977 roku po Złotą Piłkę (jedyny piłkarz w historii klubu, który sięgnął po to trofeum będąc jej piłkarzem). Stefan Effenberg to legenda nie tylko Gladbach, ale i Bayernu. I Karl Del’Haye, na pozór anonimowy piłkarz, a w praktyce ten, od którego rozpoczęła się nowa polityka transferowa Bayernu, polegająca na podbieraniu ligowym rywalom ich najlepszych zawodników.