Bez Francka Ribery’ego i Bastiana Schweinsteigera Bawarczycy wygrali ligowy mecz z Borussią po raz pierwszy od 2010 roku. To zwycięstwo wygląda na coś absolutnie oczywistego, jeśli weźmie się pod uwagę kompletnie nową linię obrony gospodarzy z Signal Iduna Park. Zanim jednak Manuel Friedrich i Erik Durm zdołali zawalić w tyłach cokolwiek, Lewandowski, Reus i Mchitarian powinni byli dać Borussii komfort prowadzenia. Ten mecz Borussia zawaliła w ataku mając zaskakująco dużą liczbę sytuacji strzeleckich. Lewandowski powinien był zacząć już w piątej minucie, gdy po podaniu Błaszczykowskiego piłka minęła defensywę Bayernu i poleciała do niego. Polak zachował się tak, jakby nie wyczyścił pamięci po ostatnich meczach drużyny narodowej, zamiast strzelić pewnie obok Manuela Neuera, uderzył w panice, nad poprzeczką, padając przy tym na murawę, choć nie było w pobliżu żadnego z rywali. Niestety szybko się okazało, że nadmierny stres Lewandowskiego podzielali jego koledzy z ataku Borussii. W doskonałej sytuacji Reus strzelił na siłę, prosto w Neuera, a Mchitarian spudłował z kilku metrów. Błaszczykowski też nie grał z normalną swobodą, albo w złym momencie dryblował, albo za późno decydował się na strzały. Widać było gołym okiem, że tym razem lęk przed potęgą Bayernu sparaliżował nawet tych graczy Borussii, którzy w przeszłości bywali jego katami. Oczywiście drużyna Pepa Guardioli nie bez podstaw uchodzi teraz za numer 1 w Europie. W 17 spotkaniach Bundesligi i Champions League oddała rywalom cztery punkty, pozwalając pokonać Neuera ledwie 8 razy. Trudno zachować pewność siebie mierząc się z zespołem tak doskonale zorganizowanym, można jednak tego wymagać od graczy takich jak Lewandowski, czy Reus. Gdyby tym dwóm udało się zapomnieć o stresie związanym z trudną sytuacją, w jakiej Borussia podejmowała kolosa z Bawarii, wynik meczu byłby inny. Rezerwowa obrona dortmundczyków musiała kiedyś pęknąć, to było wyłącznie kwestią czasu. A kiedy pękła (66. minuta), rozsypała się w drobny mak. Bayern wyprowadzał kolejne kontry bez najmniejszych kłopotów, ale jak słusznie zauważył Klopp jego gracze przegapili już wtedy wszystkie swoje szanse. Kluczem w hicie Bundesligi było zdobycie pierwszej bramki, zagęszczenie pola przed własnym polem karnym i skazanie na pośpiech i błędy wielkiego rywala. Z tej drogi Borussia nie umiała skorzystać. Strata Hummelsa, Schmelzera i Subotica wywołała niepewność także w przednich formacjach. Drużyna z Dortmundu nie ma nawet czasu na opłakiwanie porażki i zastanawianie się, czy wciąż bierze udział w wyścigu o mistrzostwo Niemiec. We wtorek na Signal Iduna Park przybywa Napoli zdeterminowane wyrzucić finalistę poprzedniej edycji Ligi Mistrzów z obecnych rozgrywek. W 48 godzin Klopp musi odbudować pewność Reusa, Mchitariana, a może przede wszystkim Lewandowskiego, bez ich goli Borussia zostanie skazana na powrót do Ligi Europejskiej. A więc w zaledwie trzy dni suma nieszczęść zagłuszy radość i dumę z poprzednich, wielkich sezonów. Z 11 ostatnich bramek strzelonych przez zespół Kloppa w Champions League, Lewandowski zdobył aż siedem. To pokazuje skalę wkładu Polaka w sukcesy Borussii. W czerwcu, kiedy będzie opuszczał klub, który dał mu status gwiazdorski, nie chciałby widzieć go w kryzysie. Drużyna z Dortmundu potrzebuje teraz wysokich lotów swoich liderów bardziej niż kiedykolwiek. To oni mają obowiązek utrzymać pozycję klubu, którą osiągnęli w ostatnich latach z takim trudem. Porozmawiaj o artykule na blogu autora