Zbyt wysoka linia obrony Każdy, kto regularnie ogląda mecze Bayernu zauważa, że przeciwnicy jakiś czas temu znaleźli sposób na ukłucie maszyny Hansiego Flicka. Mało komu udaje się jeszcze powstrzymać ofensywną siłę Bawarczyków, ale gole Bayernowi potrafi strzelać każdy. Stworzenie sytuacji pod bramką Manuela Neuera stało się dziecinnie proste - po przechwycie w środku pola wystarczy długie podanie za plecy obrońców i szybki skrzydłowy lub napastnik wychodzi na czystą sytuację. Tak padła bramka Fina Bartelsa na 1-1, tak Bayernowi strzelał Jonas Hofmann z Borussii Moenchengladbach, tak padało też wiele innych bramek dla rywali Bawarczyków. A padłoby ich jeszcze więcej, gdyby cudów w bramce nie dokonywał Manuel Neuer. - Bayern stoi bardzo wysoko, gra wysokim pressingiem. Można odnieść wrażenie, że ich rywale powoli to rozszyfrowali. Ich przeciwnicy konsekwentnie szukają długich bezpośrednich piłek za plecy obrońców - oceniał w niemieckich mediach Bastian Schweinsteiger. Nie ma przypadku w tym, że Bayern w 16 ostatnich spotkaniach tylko raz zachował czyste konto. Wygrywał, bo z przodu wciąż dysponuje niesamowitą siłą ognia. Jednak nawet po dwa gole strzelane w dwóch ostatnich meczach nie wystarczyły, by uniknąć porażek. Do tego dochodzi także brak koncentracji w kluczowych momentach - przecież zarówno z Gladbach, jak i Holstein, Bayern był już na prowadzeniu, mając przeciwnika "na widelcu". Mimo tego wypuszczał pewną wygraną z rąk. Największe kłopoty Bayern wydaje się mieć w przestrzeniach między prawym a środkowym obrońcą, a więc Benjaminem Paverdem a Jeromem Boatengiem lub Niklasem Suele. Z drugiej strony braki w ustawieniu szybkością potrafią nadrobić Alphonso Davies lub David Alaba, ale przy tak dużej liczbie traconych bramek nie można składać winy wyłącznie na karb indywidualnych błędów zawodników. Hansi Flick będzie musiał poszukać nowego rozwiązania w grze obronnej. Kolejny raz widzimy, jak szybko zmienia się sytuacja w piłce nożnej. Rozwiązania, które pół roku temu zdawały egzamin przeciw każdemu rywalowi, zostały rozczytane. Dlatego też Flick musi dokonać zmian - bo kto stoi w miejscu, ten się cofa. Zmęczenie sezonem Trwający sezon udowadnia, jak bardzo przeładowany jest terminarz najlepszych zawodników świata. Późniejszy niż zwykle początek sezonu i deadline w postaci czerwcowych mistrzostw Europy sprawia, że zawodnicy muszą grać co trzy dni - mecze ligowe, puchary krajowe, puchary europejskie, mecze Ligi Narodów, a od marca eliminacji do MŚ. To wszystko sprawia, że piłkarze są przeładowani i grają już na oparach.Funkcjonowanie w systemie mecz - regeneracja - podróż sprawia, że piłkarze nie mają nawet czasu normalnie trenować. Zwracał na to uwagę Hansi Flick, mówiąc, że nowym piłkarzom przydałoby się kilka dodatkowych treningów z drużyną, w czasie których mogliby lepiej zrozumieć swoją boiskową rolę. Czasu na naukę jednak nie ma. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! W ciągu 111 dni od początku sezonu Bawarczycy rozegrali już 25 spotkań, co daje średnio mecz co cztery i pół dnia. A przecież w międzyczasie odbyły się dwie blisko dwutygodniowe przerwy na mecze reprezentacji! Po Bayernie brak świeżości jest widoczny gołym okiem, zwłaszcza, że piłkarze mieli do rozegrania jeszcze dodatkowe mecze w Superpucharze Europy i Superpucharze Niemiec. To nie ta sama drużyna, która we wrześniu ograła 8-0 Schalke, a w październiku gromiła 4-0 zmierzające po mistrzostwo Hiszpanii Atletico Madryt. To piłkarze, którzy w dobie przymusowych pauz koronawirusowych i mikrourazów jadą - trzymając się metafory motoryzacyjnej - już na rezerwie. Brak pożytku z transferów Dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia trzeba pochwalić za rozszerzenie kadry Bayernu, ale nie da się uciec przed pytaniem o pożytek ze sprowadzonych piłkarzy. A ten na razie jest dość niewielki.Na miano najlepszego letniego transferu wciąż zasługuje krytykowany często Leroy Sane. Oczekiwania wobec niego były ogromne i na razie nie można powiedzieć, by skrzydłowy w pełni je udźwignął. Niemniej, mimo irytujących spotkań i upokorzeniu w meczu z Bayerem Leverkusen (Hansi Flick najpierw wpuścił go, a potem zdjął z boiska), Niemiec miewa przebłyski geniuszu.Poza absolutnie wybornym debiutem przeciwko Schalke Sane potrafi być znakomitym dżokerem, strzelając cztery bramki po wejściach z ławki rezerwowych. Pokazał też, że potrafi zdobyć bramkę "z niczego" - pięknymi uderzeniami w już tegorocznych meczach z Mainz i Holsteinem. Nie można też zapominać, że cały czas dochodzi do siebie po poważnej kontuzji, która wykluczyła go z całego poprzedniego sezonu. Pozostałe transfery wyglądają bardzo, bardzo słabo. Douglas Costa jest jedynie cieniem piłkarza, który odchodził do Juventusu, a w przypadku Bouny Sarra aż trudno uwierzyć, że to już 28-latek. Prawy obrońca wygląda na boisku jak stremowany junior, odstając od kolegów fizycznie i pod względem klasy piłkarskiej. Więcej spodziewano się też po Ericu Maximie Choupo-Motingu, który oprócz odciążania Roberta Lewandowskiego, miał pełnić rolę wartościowego dżokera. Na razie Kameruńczyk ograniczył się do dwóch trafień z półamatorskim FC Dueren i bramki w meczu "o nic" z Lokomotiwem w Lidze Mistrzów. Pożytek? Marny. I dochodzimy wreszcie do nieszczęsnego Marca Roki, który miał być przez Bayern obserwowany od dawna i wyciągnięty ze spadającego do drugiej ligi Espanyolu. Niestety, 24-latek przegrywa nawet rywalizację z będącym już jedną nogą po drugiej stronie rzeki Javim Martinezem, a swoich nielicznych szans nie potrafi wykorzystać. Meczu LM z RB Salzburg nie dokończył z powodu czerwonej kartki, z Holsteinem - to właśnie on zmarnował decydujący rzut karny i zaprzepaścił szanse Bayernu na awans. Przed Rocą trudne zadanie, by mentalnie pozbierać się po tak słabym początku w wielkim klubie. Pozostaje jedynie pytanie, czy problem kiepskiej aklimatyzacji nowych piłkarzy nie łączy się ze wspomnianym wcześniej przeładowanym terminarzem. Wystarczy przypomnieć słowa Flicka o tym, jak chętnie przyjąłby czas na dodatkowe treningi dla całej drużyny. Kryzys nadszedł, bo... nadejść musiał Brzmi banalnie, ale piłkarskie prawdy często można zamknąć w naprawdę prostych zdaniach, co nieraz udowadniał najwybitniejszy polski selekcjoner, Kazimierz Górski. Futbol jest grą w której na szczycie jesteś tylko przez chwilę.Początek nowego roku wyraźnie pokazuje, ile kosztował Bawarczyków poprzedni - idealnych w ich wykonaniu - sezon. Kiedy 2020 rok zbliżał się do końca, a Bayern wciąż był niepokonany wielu pytało, jak długo może trwać tak wybitna seria. Bo przecież wiadomo, że nic nie trwa wiecznie. Wystarczy zresztą przyjrzeć się poprzednim zespołom, które w poprzednich latach dominowały w europejskiej piłce. Liverpool FC dostał się do dwóch finałów Ligi Mistrzów, ale nie zdołał w tym czasie zdobyć mistrzostwa Anglii. Gdy w końcu trafił na ligowy szczyt - przypłacił to przedwczesną porażką w LM z Atletico Madryt już w 1/8 finału.Real Madryt? Jako jedyny trzy razy z rzędu potrafił zwyciężyć w Lidze Mistrzów, ale przypłacił to wynikami na ligowym podwórku. W tym czasie tylko raz zdobył mistrzostwo Hiszpanii, a w Copa del Rey nie triumfował ani razu.Koniec marzeń o trzecim z kolei triumfie w Pucharze Niemiec - a takiej serii w Niemczech nie miał jeszcze nikt - nie jest dla Bayernu końcem świata. To i tak najmniej prestiżowe ze wszystkich rozgrywek. W Bundeslidze Bawarczycy wciąż zajmują pierwsze miejsce, w Lidze Mistrzów czeka ich dwumecz z Lazio Rzym w 1/8 finału. Dla Hansiego Flicka ważne teraz, by zespół do topowej formy wrócił w okolicach marca, gdy będą się rozstrzygały losy mistrzostwa kraju i awansu do kolejnych rund Champions League. A brak dalszej gry w DFB Pokal paradoksalnie może Bawarczykom pomóc zebrać siły na najważniejsze spotkania sezonu. Bo koniec końców łapanie za ogon kilku srok, może skończyć się wypuszczeniem wszystkich. Wojciech Górski