Po remisie Bayernu z dryfującym nad strefą spadkową Augsburgiem (2-2) najpopularniejszym hashtagiem w Bundeslidze był #KovacOut. Od pierwszego dnia chorwacki szkoleniowiec próbuje odklejać łatę gościa bez doświadczenia międzynarodowego, którą mu przyklejono wbrew awansowi z Chorwacją na MŚ i doprowadzeniu Eintrachtu do skutecznej gry w Lidze Europy. Atmosfera święta po October Fest szybko minęła. Humory tylko na krótko poprawił triumf 7-2 nad Tottenhamem. Regularne gubienie punktów z przeciętniakami Bundesligi (przed remisem z Augsburgiem była domowa porażka z Hoffenheim) nie podoba się nikomu. Tylko dwa zwycięstwa w ostatnim czasie, nad słabeuszami z Paderborn i Kolonii nikogo nie rozgrzeszają. "Teraz są tylko dwa wyjścia z tej patowej sytuacji: albo całe szefostwo klubu (Karl-Heinz Rummenigge i Uli Hoeness) w sposób otwarty stanie za Niko Kovaczem, albo zakończy ono ten rozdział, który czyta się jak wielkie nieporozumienie" - skomentował sytuację "Bawarczyków" Joscha Weber z Deutsche Welle, który nie dostrzega żadnego stylu "Mia san mia" w postawie Bayernu, pod batutą tego trenera. "Bayern postawił na trenera, któremu nigdy do końca nie zaufał. Gdy mianowano na trenera Kovacza, przy ulicy Saebener odbierali to jako coś w rodzaju ‘chwilówki’ i nic dziwnego, skoro wcześniejsze nazwiska trenerów brzmiały zgoła inaczej: Pep Guardiola, Carlo Ancelotti, czy Jupp Heynckes" - porównuje Weber. Nie pisze tego żądna krwi bulwarówka, tylko poważny dziennik. Faktycznie, Kovacz ma niewielki wpływ na koncentrację zespołu, który potrafi się zmobilizować na Champions League, by ziewać z nudy w ligowej młócce. Przy ziewającej postawie można stracić punkty z każdym i "Bawarczyków" nie ratują nawet popisy strzelecki Roberta Lewandowskiego.Już we wtorek mistrzowie Niemiec zmierzą się w LM z Olympiacosem Pireus, na wyjeździe. W sobotę czeka ich konfrontacja z beniaminkiem - Unionem Berlin. Ewentualna strata punktów może kosztować głowę trenera. MiBi Zobacz szczegóły z Bundesligi!