W 70. minucie meczu piłka po strzale zawodnika gości trafiła w boczną siatkę i przez dziurę wpadła do bramki, a sędzia uznał gola. "Na pewno nie będziemy się od takiej decyzji odwoływać" - zapewnił rzecznik "Aptekarzy" Meinolf Sprink w rozmowie z agencją dpa. Z drugiej strony, zauważył jednak, że zwycięstwo nie było do końca przypadkowe. "Tuż przed tym trafieniem prowadziliśmy 1-0 i mieliśmy przewagę" - tłumaczył Sprink. Dlatego dyrektor sportowy Bayeru Rudi Voeller zaproponował, aby obie drużyny rozegrały ponownie tylko ostatnie 20 minut spotkania - te, które nastąpiły po feralnej bramce. Wcześniej sekretarz generalny Bundesligi Andreas Rettig poinformował, że decyzja w sprawie bramki-widmo nie zostanie podjęta przed końcem października. Niemiecka federacja (DFB) zapowiedziała z kolei, że skonsultuje się w tej sprawie z FIFA. Na boisku piłkarze gospodarzy nie zorientowali się nawet, że doszło do pomyłki, ale powtórki telewizyjnie nie pozostawiły żadnych wątpliwości. W sobotę zespół Hoffenheim złożył oficjalny protest, domagając się powtórzenia meczu. Sam winowajca przeprosił za zamieszanie, tłumacząc się tym, że nie widział, w jaki sposób piłka po jego główce znalazła się w bramce. "Po uderzeniu piłki odwróciłem głowę i nie widziałem dokładnie czy wpadła w prawidłowy sposób do bramki czy nie. Przepraszam wszystkich sympatyków sportu. Oczywiście, nie jest przyjemnie wygrać w ten sposób. Uczciwość jest ważna w sporcie, dla nas w klubie i dla mnie osobiście" - napisał Kiessling na Facebooku. Innego zdania jest były trener m.in. Schalke 04 Gelsenkirchen, Hoffenheim czy Hannoveru 96 - Ralf Rangnick. "To co wydarzyło się po główce jest jasne: język ciała Kiesslinga, jego gesty i mimika dały do zrozumienia, że zawodnik dobrze widział, że piłka trafiła w boczną siatkę. Myślę, że zaprzepaścił ogromną szansę, żeby zrobić coś dobrego dla idei fair play" - ocenił na antenie radia "Suedwestrundfunk".