Maciej Słomiński, INTERIA: Dlaczego zdecydował się pan odejść z rosnącego projektu jakim jest Motor Lublin po zaledwie dwóch (a licząc z wypowiedzeniem trzech) miesiącach pracy? Martin Bielec, były asystent trenera i trener przygotowania motorycznego w Motorze Lublin: - Parafrazując słowa osoby związanej z klubem - milczałem długo, ale dłużej milczeć nie będę. Na wstępie chcę powiedzieć, że przyjście do Motoru Lublin okazało się dużym błędem, Wiązałem z Polską wielkie nadzieje, postawiłem wszystko na jedną kartę, to miała być przeprowadzka na stałe. Pierwsze wrażenie, jakie zrobił trener i klub, było bardzo obiecujące, ale obraz zaczął zmieniać się już po pierwszych tygodniach pracy. No dobrze, to co się stało? - Nie będę mówił wszystkiego, moje zeznania otrzymała Komisją Dyscyplinarną i zrobię to jeszcze raz, jeżeli zajdzie konieczność przed sądem cywilnym. Zachowania trenera oraz brak reakcji ze strony klubu doprowadziły do sytuacji, że od pięciu tygodni jestem na zwolnieniu lekarskim. Na początku maja mój pełnomocnik wysłał do Motoru wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy klubu - powodem było patologiczne zachowanie trenera, z którym się nie mogłem pogodzić. Klub nie zagwarantował mi normalnych warunków pracy. Mam na myśli szacunek do drugiego człowieka, możliwość swobodnie wypowiadania swojego zdania, byłem po prostu mobbingowany. O portugalskim trenerze usłyszała cała piłkarska Polska, gdy rzucił kuwetą w głowę prezesa Motoru Pawła Tomczyka. - Myślę, że całe piłkarskie wykształcenie trenerowi dała Polska i trenerzy z którymi współpracował, ale mniejsza z tym. Byłem przy Goncalo Feio tuż przed atakiem na prezesa i tuż po nim. O tym co zaszło, wie cały sztab i na łamach mediów nie mogę niestety przytoczyć ani słów ani zachowań mojego przełożonego. Jednak zachowanie przed jak i bezpośrednio po tym zajściu ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z sytuacją patologiczną. Gdy znalazłem się na zwolnieniu lekarskim, musiałem się wyprowadzić z mieszkania, które prezes Tomczyk załatwił dla mnie w Lublinie. W kontekście konfliktu z prezesem, trener wielokrotnie powoływał się na znajomości z grupą chuliganów, kibicujących Motorowi. Przestałem się czuć bezpieczny ponieważ nigdy nie ukrywałem w klubie, że nigdy nie opowiem się po stronie takich zachowań i zawsze odnosiłem się z szacunkiem zarówno do prezesa jak i Goncalo Feio. To powodowało, że automatycznie nie byłem po stronie trenera. Dodam, że poinformowaliśmy szwedzki związek o tych zajściach, o tym, co spotkało mnie w Polsce i otrzymałem już wstępną pomoc. Co dokładnie zaszło między panem i Feio? - Jak mówiłem, nie czas na szczegóły, ale byłem wielokrotnie upokarzany przez niego przy całym sztabie i skompromitowany przy zawodnikach podczas treningu. Następnego dnia zachowywał się, jakby nie pamiętał dnia poprzedniego. Z jakiego powodu jest pan na zwolnieniu lekarskim? - Przeszedłem głębokie załamanie nerwowe. Proszę zapytać p.o. prezesa pana Zyski, w jakim stanie przyszedłem do jego biura bezpośrednio po tym jak Fejo nakazał mi rozwiązywać kontrakt, jak się zachowywałem ostatniego dnia pracy w klubie. Skandal z udziałem Goncalo Feio, trenerem Motoru Lublin Czy pana nietykalność fizyczna została naruszona, tak jak prezesa Tomczyka? - Nie dostałem w głowę, a bardziej na głowę. Chociaż była też sytuacja, gdy Feio przekroczył i granicę nietykalności fizycznej w sposób nie bezpośredni, ale spowodował moje problemy. Miało to miejsce na jednym z treningów. Uznałem, że zdrowie psychiczne i fizyczne jest ważniejsze. W sporze prezesa z trenerem starałem się być neutralny, ale muszę stać po stronie prawdy. Mam nadzieję, że ona zwycięży. Jak pan w ogóle trafił do Motoru Lublin? Znaliście się z Feio wcześniej? - 2 stycznia dostałem telefon z Lublina z propozycją pracy, miałem już podpisany kontrakt z klubem szwedzkiej Allsvenskan. Kilka tygodni negocjowaliśmy, aż wreszcie pod koniec stycznia przyjechałem do Lublina i zacząłem pracę. Od początku wiedział pan, że przyjście do Motoru to błąd? - Już w okresie przygotowawczym zaczęły się niepokojące symptomy, na przykład podczas pamiętnego sparingu z Polonią Warszawa. Już wtedy pewne zachowania trenera uznawałem za nieakceptowalne, a szczególnie słowa w kierunku zawodnika, co może z pewnością potwierdzić sztab Polonii. Liczyłem, że będzie poprawa, odbyliśmy kilka rozmów i tłumaczyłem trenerowi po polsku co mi przeszkadza. Nic z tego. Jaka była pana reakcja na pamiętną konferencję prasową właściciela klubu, Zbigniewa Jakubasa? Wszyscy myśleli, że zwolni trenera, tymczasem pracę stracili prezes i rzecznik. - To jest jego prywatny klub, ma prawo do podejmowania decyzji. Wynik sportowy jest fajny, ale są sprawy ważniejsze, jak to żeby codziennie rano spojrzeć w lustro bez wyrzutów sumienia. Dodam, że pani rzecznik musiała wyprowadzić się z Lublina. Nie wiem czy obrażanie kobiet tak jak to miało miejsce w klubie, mieści się w kodeksie zachowań akceptowalnych dla kibiców? Piłkarze wręcz uwielbiają trenera Feio. - Ja ich rozumiem. Mają wspaniały zawód, jeden z najlepszych dla młodego człowieka. Za poprzedniego trenera nie udało się osiągnąć dobrego wyniku, za Feio poszli w górę. Mimo przykrego zakończenia, dziękuję zawodnikom za współpracę, okazywali mi zawsze szacunek, dostałem od nich sporo pozytywnych wiadomości. To świetni sportowcy, trzymam za nich kciuki. Na koniec dziękuję szczególnie trenerowi Michałowi Zajko (trenerowi przygotowania fizycznego) zarówno za okres współpracy w Motorze, jak i i sprzed tego okresu. Jest świetnym fachowcem i wartościowym człowiekiem. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA