Piotr Jawor, Interia: Liczyłem, że będziecie panowie podejmowali kawiorem i szampanem. Dawid Błaszczykowski, prezes Wisły Kraków: - Dlaczego? Bo po podpisaniu umowy z Orlen Oil Wisła ma się stać bardzo bogatym klubem. DB: - Nie, spokojnie (śmiech). Szukaliśmy sponsora, a Orlen mocno wspiera sport i młodzież. Zanim udało nam się spotkać z panem prezesem Danielem Obajtkiem, skierowaliśmy do Orlen Oil oficjalne zapytanie wraz z ofertą współpracy. Następnie przeszliśmy do negocjacji, wymiany maili, spotkań - także z zarządem Orlenem Oil. Całość przebiegła szybko, konkretnie i udało się zamknąć rozmowy w krótkim czasie. Dostaliśmy informację, że w ciągu 2-3 tygodni otrzymamy odpowiedź, ale przyszła chyba już po dwóch dniach. Co się zmieni w Wiśle dzięki pieniądzom od Orlenu? DB: - Chcemy podnieść jakość sportową. Jesteśmy niezadowoleni i bijemy się w piersi, bo pod względem wyników dwa ostatnie lata były poniżej oczekiwań. Wierzymy, że nowy trener i zawodnicy dadzą nam jakość. Jednak ważną, a może nawet ważniejszą sprawą, jest akademia. Odkąd jest pod naszymi skrzydłami, to możemy pochwalić się pewnymi osiągnięciami. Tym, że np. CLJ18 jest wicemistrzem Polski, a do mistrzostwa zabrakło niewiele. Do tego kilku zawodników odnalazło się w pierwszej drużynie, jak np. Piotr Starzyński, do którego zaraz pewnie dołączy Kacper Duda. Pieniądze od Orlenu pójdą też na wsparcie akademii. Wspomniał pan, że cele dla zespołu będą wyższe. O co w nowym sezonie będzie grała Wisła? DB: - Dołączyło do nas 5-6 zawodników, więc ciągle jesteśmy na etapie budowania zespołu. Planujemy jednak znaleźć się co najmniej w górnej części tabeli, do tego chcemy grać ładnie dla oka i ofensywnie. Na razie współpraca z trenerem Adrianem Gul’ą układa się bardzo dobrze, ale kluczowe będą wyniki. Maciej Bałaziński, wiceprezes Wisły: - Czasem jednak nie liczy się tylko wygrana, ale także to, by złapać jakiś styl i systematyczność w grze. Gdybyśmy mieli kilka takich meczów z rzędu, jak np. przegrany z Piastem Gliwice 3-4, to nikt z nas nie byłby zadowolony, ale widzieliśmy w tym nadzieję, że robimy fajne widowisko, a unikając jednego czy drugiego błędu, jesteśmy w stanie wygrać mecz. Czekamy na stabilizację, które w poprzednim sezonie nie udało nam się osiągnąć. Ale na końcu kibice i tak patrzą na wynik. MB: - Tak, ale nie tylko to się dla nich liczy. Oczywiście, że gramy o punkty, a nie z kolegami dla przyjemności, choć i tam każdy chce wygrać. Kibic Wisły jest jednak wymagający. Chce wyniku, ale też stylu i zaangażowania. Musimy mieć koncepcję, którą będzie widać na boisku i w tabeli. Podtrzymujecie Panowie, że w ciągu dwóch lat chcecie grać w europejskich pucharach? DB: - Tak, dajemy sobie 2-3 lata, by dołączyć do czołówki. W związku z pojawieniem się pieniędzy z Orlenu czujecie panowie dodatkową presję ze strony kibiców? MB: - Oj, na brak presji w Wiśle Kraków to nie można narzekać (śmiech). DB: - Presja tu zawsze jest na wysokim poziomie. Pamiętam, że jak Wisła zdobywała mistrzostwo Polski i wygrywała 4-0, to kibice zastanawiali się, czemu nie jest 8-0. Mamy świadomość, że nasi kibice są świetni, ale też wymagający. A my ciągle budujemy drużynę i zmagamy się z długami. Chcemy się rozwijać, ale jeszcze potrzebujemy czasu. MB: - Tego plecaka w postaci długów nie da się zrzucić z pleców z dnia na dzień. Bez nich drużyna byłaby jeszcze mocniejsza i moglibyśmy mówić, że walczymy o czwórkę. Gdy kibice wrócą na stadiony, to nasz budżet na pewno będzie nas plasował wyżej. Jednak puste trybuny oznaczały dla nas 7,5 mln zł straty. DB: - A dalej mamy do rozliczenia karnety z poprzedniego sezonu. Kibice nie raz udowadniali, że mocno wspierają klub i liczymy na ich zrozumienie. MB: - Mamy dla karnetowiczów kilka wariantów. O szczegółach będziemy informować niebawem, przygotowaliśmy pewien wachlarz możliwości. Wisła w końcu ma dyrektora sportowego. Jak wygląda jego praca? MB: - No cóż, jest zawalony informacjami od nas, choć zaczyna pracę od 1 lipca (śmiech). Na pewno nie będzie tylko dwa razy do roku, w oknie transferowym, otwierał kajetu, a potem szedł do domu. Tomasz Pasieczny ma koordynować współpracę akademii z pierwszą drużyną, pion medyczny, pracę skautów, ale chcemy również stworzyć dział analiz. Dzięki niemu będziemy mieli taką trochę komputerową drogę wyszukiwania zawodników, dzięki różnym bazom danych. Będzie też rozmawiał z trenerem i reagował na jego potrzeby, aby zapewnić mu komfort. Od rowerku w siłowni po nowego zawodnika. I oczywiście będzie też prowadził rozmowy transferowe. My rozmowy prowadzimy 6 i 12 miesięcy przed transferem. Dyrektor ma właśnie przygotować cały klub na to, co się stanie za pół roku lub rok. Np. do tego okna przystępowaliśmy już z Urygą, Sobolem, Młyńskim i El Mahdiouim. Dyrektor ma też być gotowy na różne zawirowania, które mogą się zdarzyć. DB: - Dyrektor ma być głową i szefem działu sportu. Przy transferach mocno zdajemy się na jego kontakty i doświadczenie, które ma bardzo duże. To człowiek, który ma wykonać 80 proc. pracy, którą my wykonywaliśmy w zakresie finalizacji transferów. Dostał do rąk pewne narzędzie i teraz liczymy na efekty. Wiadomo, że jeszcze nie w tym oknie, bo sam Tomek mówi, że trzeba poczekać około roku. Jednak już teraz jego zdanie jest dla nas istotne. To jak dziś będzie wyglądał wiślacki komitet transferowy? MB: - Nie, ja bym tak tego nie nazywał. Każdy zawodnik jest weryfikowany przez dział sportowy. DB: - Trener informuje, jakiego profilu zawodnika oczekuje. Tomek otrzyma te informacje, przygotuje kandydatów, ale też sprawdzi, czy akurat w akademii nie mamy zawodnika, który w przyszłości miałby dla nas większą wartość piłkarską i sprzedażową. Bo czasami sprowadzanie zawodnika z zewnątrz jest po prostu nieopłacalne. Trener dostanie pełną informację, wybierze piłkarza i jeśli pokryje się jego wybór z wizją dyrektora, to wówczas Dyrektor rozpocznie działania i dopiero po negocjacjach przedstawi zarządowi, jak kreuje się sytuacja. Często macie rozbieżne zdanie co do piłkarza? DB:- Teraz już mocno zdajemy się na zdanie dyrektora i skautingu, bo nie jesteśmy w stanie wszystkich zawodników obejrzeć. Kiedyś robiliśmy to wieczorami, ale teraz dostajemy pełną analizę zawodników. MB: - Dyrektor bierze też na siebie rozmowy, bo niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to są dziesiątki godzin rozmów i ciągła wymiana maili oraz SMS-ów. To tytaniczna praca. DB: Tak, ta praca zabierała nam 60-70 proc. czasu. A kto decyduje o zarobkach piłkarzy? DB: - Dyrektor ma jasno określony budżet i musi się w nim mieścić. MB: - Jak się zdarzy jakaś wyjątkowa oferta, to będziemy rozmawiali z właścicielami, ale staramy się tego nie robić. DB: - Nie jesteśmy zwolennikami kominów płacowych. MB: - Wolimy zaryzykować i postawić na naszego młodzieżowca niż ryzykować niepewnym transferem. Dzięki Orlenowi możecie teraz przyszaleć na rynku transferowym? MB: - Nie ma o tym mowy. Budżet płacowy zwiększymy może o 10 proc., ale u nas dalej nie będzie eldorado i bardzo wysokich płac. Często oferujemy mniej niż inni, ale próbujemy przekonać zawodników rozwojem, stadionem, trenerem, kibicami, miastem. Tym ich bardziej kusimy niż czystą "kasą". A przyjście Orlenu przyspieszy spłacanie długów? DB: - Jeśli zamkniemy wszystkie umowy sponsorskie, to przychód z reklam na koszulkach i spodenkach pierwszego zespołu może być w tym sezonie o ponad 40 procent większy niż w poprzednim. To już cztery razy tyle co w sezonie 18/19, kiedy nowi właściciele pojawili się w klubie. Ale to też nie jest tak, że mamy mnóstwo pieniędzy i będziemy je rozdawali na prawo i lewo. Ciągle musimy spłacać długi. MB: - Jeśli w tym sezonie kibice wrócą na trybuny, to nasz budżet się domknie. Ale jeśli będzie inaczej, to znów bez dodatkowych przychodów lub wsparcia właścicieli nie będziemy mogli funkcjonować na określonym poziomie i będziemy musieli dokonać zmian w założeniach budżetowych. DB: - Nie ma też wpływów z dnia meczowego, głównie z pamiątek. Z powodu pandemii zanotowaliśmy w tym obszarze spadek sprzedaży o ok. 15 proc. MB: - Dlatego czekamy na oddanie nowego sklepu. Liczmy, że będzie zainteresowanie oficjalnymi pamiątkami. DB: - Ale nie można też zapominać, że zatowarowanie sklepu, który ma kilkaset metrów kwadratowych, to są grube pieniądze. Trzeba je jednak wydać, by ten sklep świetnie wyglądał i prosperował tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Rozmawiał Piotr Jawor