Zbozieniowi po raz drugi w jednym meczu Ekstraklasy dwa razy udało się trafić do siatki rywala. Po raz pierwszy dokonał tego, kiedy grał jeszcze w Piaście Gliwice i dwa razy trafił do siatki w meczu z Cracovią, było to w lipcu 2013 roku. Wczoraj na Ludowym popisał się najpierw kapitalnym wolejem, a pod koniec I połowy, pod nieobecność pauzującego za kartki Michała Janoty, bezbłędnie wykorzystał jedenastkę. Nie pomogło to jednak jego drużynie z zdobyciu chociaż punktu. W drugiej połowie Zagłębie rzuciło się do desperackich ataków, zdobyło dwie bramki i wygrało w niesamowicie emocjonującym spotkaniu 3-2. - Ciężko o odpowiedź na pytanie, co się stało - komentował po meczu 29-letni Zbozień. - Dobrze weszliśmy w to spotkanie, zdobywając bramkę, czuliśmy moc. Potem przeciwnik zepchnął nas do obrony, ale ogólnie można powiedzieć, że był to wyrównany mecz, w którym cały czas coś działo się czy to pod jedną czy pod drugą bramką. Szczególnie było tak w drugiej połowie, kiedy spotkanie otworzyło się na dobre. Była akcja za akcją. Szkoda tego, że z naszej strony tego starcia nie udało się zamknąć w tej części. Na wyjeździe nie powinniśmy sobie pozwolić na takie kontry, tym bardziej prowadząc. Na pewno jednak zostawiliśmy na boisku dużo zdrowia i jakiś wielkich pretensji do siebie nie możemy mieć, choć oczywiście wynik nie jest taki, jakbyśmy oczekiwali - mówi Zbozień. Po meczu "pogadankę" piłkarzom urządzili szalikowcy Arki. W Gdyni powodów do zadowolenia nie ma, bo drużyna prowadzona przez Zbigniewa Smółkę przegrała wiosną już dwa spotkania. Oprócz Zagłębia, także z Koroną Kielce u siebie przed tygodniem. - No nic stało się, teraz musimy się trzymać razem, bo we wspólnocie siła i wierzę, że się z tego podniesiemy. Sami nawarzyliśmy sobie piwa i teraz trzeba je wypić - mówi Zbozień. Kolejnym rywalem, mającej 25 pkt. na koncie Arki będzie w piątek u siebie rewelacyjny Piast Gliwice. Michał Zichlarz, Sosnowiec Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Lotto Ekstraklasy